wtorek, 11 maja 2021

Recenzja płyty "Irenka", czyli o minimalnym zawodzie miłosnym wobec sanah



Kiedy w zeszłym roku sanah pojawiła się na rodzimym rynku muzycznym, wszyscy czuli niemałe zafrapowanie, zastanawiając się, jakim cudem tak szybko można podbić listy przebojów i serca rodaków.


PRZECZYTAJ: Recenzja piosenka po piosence - sanah "Królowa dram"


Minął zaledwie rok od premiery pierwszego albumu Zuzanny, a tu już kolejny krążek i to z zapowiadającymi go wielkimi hitami. Oczekiwania po gorącym przyjęciu "Królowej dram" musiały być wielkie. Zobaczmy, czy młodziutka artystka poradziła sobie z tzw. syndromem drugiej płyty.



Po bardzo "irenkowym" intro, które niektórym może wydać się dość infantylne, album wita nas dość przeciętnym muzycznie "Co ja robię tutaj". Piosenka brzmi trochę jak zaginiony krewny "Rzeki marzeń" z repertuaru Beaty Kozidrak. Niestety to, co przystoi w pustyni i w puszczy, nad Wisłą nie zdaje egzaminu.

Po chwili wskakujemy w buty dobrze znanego "No sorry", które podobnie jak "Bujda" (również na "Irence") dobrze zapadły już w moją pamięć. Nie bardzo jednak wiem, po co przy obu kawałkach pojawiają się dopiski (kolejno - "to dłuższe" oraz "większa"). Wersje zawarte na krążku niemal nie różnią się od wcześniej przedstawionych, dlatego takie słowne bonusy wydają mi się zbędne. Nie zmienia to faktu, że obie kompozycje nadal budzą we mnie pozytywne doznania.

Czwartą propozycją na "Irence" jest "To koniec". Utwór prezentuje całkiem przyjemnie zaaranżowane zwrotki, jednak w refrenie wieje nudą. Po raz n-ty sanah w tekście porusza temat płaczu, co nawet dla mnie (pozytywnie nastawionego do jej osoby) jest dość irytujące. 



Na szczęście za momencik w słuchawkach pojawiają się "Warcaby". Gdyby cała płyta stała na poziomie tej piosenki, mielibyśmy album roku. Ewidentnie jest to kandydat do miana hitowego singla. Taneczny beat nawiązuje trochę do "Szampana", pozwalając cieszyć się nam polskim disco o dobrym smaku.

Na uwagę zasługuje także minimalistyczna dźwiękowo "2:00". Połączenie pianina i skrzypiec podbija tylko wydźwięk emocjonalnego tekstu, w który w tym wypadku się po prostu wierzy. Kompozycja z gatunku ballad, ale tych przyjaznych słuchaczowi.



Dzięki "Interludium" przez moment zaskakująco odbijamy w stronę muzyki klasycznej. Krótki instrumental z skrzypcami w roli konduktora, zapowiada chwilową przesiadkę do nieco innego pociągu. Tytułowa "Irenka" jest bowiem wentylem bezpieczeństwa, który pozwala sanah spuścić z siebie wszystkie negatywne emocje wywołane minusami sławy. Kompozycyjnie to najbardziej kreatywny moment na nowej płycie. Chętnie usłyszałbym ten utwór w wersji z orkiestrą symfoniczną, bo już w odsłonie albumowej smyczkowe poczynania wymieszane z z bagażem odczuć opowiadającej historię bohaterki przyprawiają o gęsią skórkę.



Zamknięty w antyeklektycznej klatce "wars", prowokuje we mnie skrajne doznania. Z jednej strony nie doświadczymy tu wielkich dźwiękowych uniesień, z drugiej jednak monotematyczny keyboard buduje unikalny nastrój, który przywodzi moje myśli w stronę muzycznego tła twórczości Darii Zawiałow. Bije z tej piosenki wciągający smutek.

"etc." w wersji disco totalnie nie przypadło mi do gustu. Myślałem, że to kwestia tekstu. Jednak kiedy miałem okazję zapoznać się ze spokojniejszym wariantem tej piosenki, stwierdziłem że to w muzyce był większy problem. Trochę jakby z topornego pąka wyrósł piękny, zwiewny kwiat. Nie będzie to moja ulubiona piosenka sanah, ale spokojnie da się jej posłuchać bez wyrazu zniesmaczenia na twarzy (jak przy wersji "na disco"). 



Chwile przed pojawieniem się na "Irence" jednego z największych hitów tego roku, bardzo udanego "Ale jazz!", w słuchawkach wybrzmiewa "ten Stan" - utwór z gatunku prostolinijnego popu, utrzymany w obiecującym w tonie tekście, a przy tym mocno wkręcający się w umysł. Nieskomplikowany refren trochę kojarzy mi się z piosenkami Honoraty Skarbek, co dla sanah chyba nie jest nobilitacją...


Ostatnia kompozycja z drugiej studyjnej płyty sanah prowadzi nas przez opanowane emocjonalnie i rytmicznie rewiry. Wolne tempo i czysta forma dźwięku powinny być sprzymierzeńcami autorki "Królowej dram", tymczasem "To był dobry dzień" nie budzi zachwytu. Powiedziałbym, że pozostawia mnie w totalnej obojętności. Może lepiej było skończyć na "Ale jazz!".


Podsumowanie: Nawiązując do tytułu tego wpisu, muszę przyznać że poczułem minimalny zawód miłosny wobec sanah. Stało się tak dlatego, że moje oczekiwania wobec "Irenki" były gigantyczne. Wyobrażałem sobie, że to wydawnictwo będzie śmiało stawać w szranki w walce o tytuł albumu roku. Po świetnej "Królowej Dram" spodziewałem się kolejnej petardy. Choć może druga płyta sanah nie zasłużyła na takie miano, szczęśliwie ja i Wy nie otrzymaliśmy również niewypału. Powiedziałbym, że "Irenka" w połowie jest wybitna, a w połowie bardzo przeciętna. Z nowych utworów koniecznie musicie posłuchać "Warcab" oraz tytułowej kompozycji.


Mimo niewielkiego rozczarowania częścią nowych piosenek, nadal pałam muzyczną miłością wobec sanah i życzę jej jak najlepiej. A dzięki umieszczeniu na albumie kilku znanych szerokiej publiczności i co ważne jakościowych hitów ocena końcowa wcale nie wygląda źle. 


Ocena końcowa: 3,83/5




Po aktualności ze świata muzyki zapraszam do centrum działania Galaktyki, czyli na mój profil na Facebooku. :)

Brak komentarzy: