Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polska muzyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polska muzyka. Pokaż wszystkie posty

środa, 6 lutego 2019

Recenzja: Kwiat Jabłoni "Niemożliwe"

lutego 06, 2019 0


Kiedy w marcu zeszłego roku Kwiat Jabłoni zaprezentował światu swój pierwszy singiel, chyba nikt nie przypuszczał, że Dziś późno pójdę spać ma szansę na aż tak wielki sukces. I nie chodzi tu oczywiście o jakość piosenki, bo ta jest nie do zaprzeczenia. Jednak taki rodzaj muzyki z ponad 5 milionami wyświetleń na YouTube, w naszym kraju, przecież to niemal niemożliwe. Jak się okazuje słowem klucz było tu "niemal", a samo "niemożliwe" pofrunęło wysoko w przestrzeń, by ostatecznie wylądować na okładce debiutanckiej płyty Kwiatu Jabłoni.



Kasia i Jacek Stankiewiczowie na pierwszym w historii albumie Kwiatu Jabłoni przedstawiają nam nietypowe połączenia, zarówno w warstwie instrumentalnej, jak i stylistycznej. Budowany przy pomocy fortepianu i mandoliny dźwiękowy świat proponowany nam przez niewiarygodnie zdolne rodzeństwo to piękna odskocznia od  rozpowszechnionych na masową skalę schematycznych rozwiązań.



Symbioza wokali Kasi i Jacka potrafi zabrać nas w inny świat, odprężyć, dać chwilę wytchnienia.
Teksty wyśpiewywane przez rodzeństwo mają swój sens - nie są kiczowate. Niekiedy kojarzą mi się z poezją śpiewaną, innym razem z folklorem.

Sama muzyka to również niespotykana wędrówka, przebiegająca krętą ścieżką napotykającą na folk, alternatywę, jazz, pop, a nawet delikatną elektronikę. Działa to na olbrzymi plus duetu, bo dzięki wykwintnie dobranym urozmaiceniom podczas odsłuchu  płyty "Niemożliwe" omija nas nuda i zamknięcie w klatce jednego stylu.



Choć cała płyta trzyma wysoki (zwłaszcza jak na debiut) poziom, na szczególne wyróżnienie zasługuje kilka piosenek:

- hitowe już obecnie "Dziś późno pójdę spać"

- wywoływacz uśmiech w formie "Dzień dobry"

- czerpiąca energię z natury, przeniknięta folkiem do szpiku kości kompozycja "Wodymidaj" 





Podsumowanie: Kwiat Jabłoni w 2018 roku rozbudził nadzieję we mnie i w setkach miłośników polskiej muzyki alternatywnej. Na szczęście dla nas wszystkich niemal 12 miesięcy później nasza wiara nie poszła na marne. "Niemożliwe" to świeże, nieskażone smogiem powietrze wpuszczone do naszych mieszkań i domów. Dojrzały, wrażliwy, piękny, świeży, oryginalny - taki właśnie jest debiut Kwiatu Jabłoni. Nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować warszawskiemu duetowi za prawdziwy powiem muzycznej wiosny.

Ostatni wpis na blogu: Recenzja: Tabu "Sambal"

















Wszystkich, którzy nie polubili jeszcze Galaktyki Muzyki na Facebooku, bardzo do tego zachęcam. Na moim profilu na wspomnianym portalu czeka na Was bowiem jeszcze więcej muzycznych inspiracji, informacji i ciekawostek. 


wtorek, 11 grudnia 2018

Recenzja: Agnieszka Chylińska "Pink Punk"

grudnia 11, 2018 0


Na polskim rynku muzycznym ciężej chyba o bardziej wyrazistą postać niż Agnieszka Chylińska. Urodzona w Gdańsku wokalistka od lat wytycza niewyobrażalnie oryginalną ścieżkę swojej kariery, niejednokrotnie szokując przy tym opinię publiczną. Jej bezkompromisowa szczerość wydaje się odstawać od trendów dzisiejszych czasów. Jednak także dzięki niej, już przez dekady za piosenkarką podążają wierni fani.

Najnowsze muzyczne dokonanie Chylińskiej - płyta Pink Punk może zaskoczyć wszystkich, którzy przyzwyczaili się do stylu prezentowanego przez artystkę od czasów głośnego albumu "Modern Rocking". Agnieszka postanowiła bowiem odłożyć lżejsze brzmienie do szuflady, zamknąć ją na klucz i ponownie ukazać światu swoje najmroczniejsze oblicze.



11 kompozycji zawartych na nowej płycie to bezpardonowa (zarówno w wersji tekstowej, jak i dźwiękowej) próba powrotu do korzeni. Nie wiem tylko, czy jest to forma terapii czy raczej wołanie o pomoc.

Słuchając wydanego pod koniec października materiału ma się wrażenie, że pod wpływem pewnego, być może prozaicznego impulsu, znudzona flirtem z popowo-tanecznym klimatem artystka zeszła do garażu i odkopała brzmienie i emocje sprzed lat. Dawny gniew i bunt dojrzały jednak przez dekady przybierając monstrualne wręcz rozmiary. Wyciągnięcie z talii kart najpoważniejszych figur to pokerowa zagrywka, przy której Chylińskiej nawet nie drgnie oko. Drgają za to jej struny głosowe, z niesłychaną wręcz intensywnością. Punkowa energia rodem z nurtu hardcore skutecznie zamknie usta niedowiarkom, wieszczącym już dawno koniec kariery byłej wokalistki O.N.A.

Pomiędzy ostrymi jak brzytwa kawałkami na Pink Punk odnajdziemy również ciut spokojniejsze zagrywki. Rockowe melodie rodem z lat 90-tych to melancholijna retrospekcja w wykonaniu wyjątkowej kobiety z niebieskim irokezem na głowie. Te minimalnie stonowane akcenty, jak i okładka albumu mogłyby sugerować powrót kolorów do życia laureatki Fryderyka. Nic bardziej mylnego.



Pink Punk to płyta o olbrzymim ciężarze muzycznym i mentalnym. Mieszanka bardzo osobistych tekstów z chrypą i  krzykiem  uwiera nas jak drzazga pod skórą,  budząc przy tym jednak mniejszą lub większą fascynację.

Dla mnie, człowieka wychowanego na nu-metalu, album jest zbyt agresywny. Utwory takie jak Szok, Śmie(r)ć czy Grinhed  są jazdą na krawędzi. Z pewnością nie pogardziłyby nimi początkujące punkowe kapele, chcące pokazać, jak zły jest ich świat. Nie przemawia do mnie także promujący krążek singiel. Mam zły dzień jest po prostu piosenką trudną, w której chyba za bardzo poskąpiono tekstu. Żeby jednak nie było, że nie widzę pozytywów. Moje serce podbiła kompozycja Schiza. Poruszający tekst + wyważona muzyka stworzyły coś, czego chce się słuchać, coś, co chce się przeżywać z autorką słów.

Podsumowanie: Swoiste połączenie przeszłości z teraźniejszością w wykonaniu Chylińskiej na pewno zaskoczy wielu. Jak zwykło się mówić, prawda się obroni. Nie mogę Wam jednak zagwarantować, że jej kształt trafi w wypadku "Pink Punk" w wasze gusta. Jeśli jednak nie dacie temu wydawnictwu szansy, to nigdy się tego nie dowiecie.


Poprzedni wpis na blogu: Christmas Time - playlista idealna na święta




Jeśli spodobał Ci się mój post, okaż to! ;) Jak każdy bloger, potrzebuję Waszego wsparcia.Dziękując za poświęcony Galaktyce Muzyki czas, zapraszam Was serdecznie na  Facebooka. Tam odnajdziecie jeszcze więcej muzyki w szybszych i krótszych formach. :)









wtorek, 20 listopada 2018

Hołd dla T.Love, czyli płyta T.Cover

listopada 20, 2018 0


Kilka złotych płyt, dziesiątki przebojów i tysiące koncertów w Polsce i poza nią - tak w największym możliwym skrócie można podsumować 35-lat działalności grupy T.Love. Bez dwóch zdań mówimy w tej chwili o grupie kultowej, z liderem z niespecjalnym głosem, lecz z olbrzymią charyzmą, której słuchacz nie może się oprzeć. I choć Muniek i jego koledzy oficjalnie na ten moment jedynie pauzują, robiąc sobie przerwę od koncertowania, wydaje się, że sami muzycy powoli dostrzegają potrzebę podsumowania niesamowitej kariery.

Jednym z elementów rozliczeń z bogatych muzycznych doświadczeń jest album T.Cover. Na wydanym niedawno krążku wielu muzyków, z różnych pokoleń, reprezentujących odmienne style, prezentuje nam własne wersje przebojów bandu założonego w 1982 roku w Częstochowie.



Na krążku usłyszymy m. in. Katarzynę Nosowską, Acid Drinkers, Natalię Nykiel czy Łąki Łan. Jeśli ktoś pamięta wydawnictwo "Zadyszka" od happysad, może przygotować się na podobny kształt albumu T.Cover.



Każdy z zaproszonych gości wniósł na płytę cząstkę siebie i to, które aranżacje przypadną nam do gustu jest w dużej mierze zależne od stylistyki przypisanej do danego artysty. Dla mnie najciekawszymi okazały się interpretacje Kamila Bednarka oraz Katarzyny Nosowskiej.

Co ciekawe na wydawnictwie nie odnajdziemy coveru piosenki Bóg w wykonaniu Dawida Podsiadło, który dobrych parę miesięcy temu zdobył wielką popularność i estymę wśród użytkowników serwisu YouTube.


T.Love - T.Cover (tracklista)

1. Miuosh – To wychowanie
2. Organek – Autobusy i tramwaje
3. Łąki Łan – I love you
4. Tekno – Potrzebuję wczoraj
5. Nosowska – King
6. Acid Drinkers – Nie, nie, nie (Live)
7. Sokół – Warszawa
8. Karaś/Rogucki – 1996
9. Mietall Waluś – Gnijący świat
10. Bednarek & 5 Element – Stokrotka
11. Xxanaxx – Nie, nie, nie
12. Jordan Reyne – Gnijący świat
13. Sidney Polak – Ajrisz
14. Pola Rise – Jazda
15. Natalia Nykiel – Jak żądło
16. Łąki Łan – I love you (country)
17. Snowman – Jest super
18. Bovska – Lucy Phere
19. Kryzys & Muniek – Armagedon 2014 (pamięci Roberta Afy Brylewskiego) (bonus track)


Ostatni wpis na blogu: Recenzja: Administratorr Electro "Przemytnik"

Jeśli spodobał Ci się mój post, okaż to! ;) Jak każdy bloger, potrzebuję Waszego wsparcia.Dziękując za poświęcony Galaktyce Muzyki czas, zapraszam Was serdecznie na  Facebooka. Tam odnajdziecie jeszcze więcej muzyki w szybszych i krótszych formach. :)







niedziela, 18 listopada 2018

Recenzja: Administratorr Electro "Przemytnik"

listopada 18, 2018 0

Tęsknicie za „płynącymi” syntezatorami i elektroniką rodem z lat 80-tych? Jeśli tak, Administratorr Electro jest nieco niespodziewanym spełnieniem Waszych apetytów na muzyczny powrót do przeszłości.

Kryjące się pod powyższą nazwą nietuzinkowe trio powstało w 2013 roku w Warszawie. W jego skład wchodzą obecnie Bartosz „Administratorr” Marmol (wokal, gitara, instrumenty klawiszowe), Paweł Kowalski (bas, chórki, instrumenty klawiszowe) oraz Kuba May (perkusja elektroniczna). W ciągu pięciu lat działalności grupa wydała 3 albumy długogrające, w tym zaprezentowane światu w tym roku wydawnictwo „Przemytnik”.


11 kompozycji składających się na ten krążek to wybuchowa mieszanka old-schoolowych klawiszy, nieśmiało przebijających się gitar, charakternego wokalu lidera grupy oraz polskich, niebanalnych tekstów.

Niespotykane wręcz na rodzimym rynku brzmienie osiągnięte przez muzyków ze stolicy zaskakuje swoimi budulcami.

Syntezatory użyte w nagraniach wydają się być unikatowym miksem dźwięków kojarzących się z twórczością klasyków, takich jak Pet Shop Boys czy Yazoo oraz ścieżek dźwiękowych platformówek z późnych lat 90-tych. O dziwo, przynajmniej w kilku przypadkach takie wykreowanie muzycznego tła sprawdza się doskonale na „Przemytniku”.


Nostalgiczne klawisze to tylko połowa sukcesu Administratorra. Na drugie 50 % składa się m. in. głos Marola. Jego barwa jest naprawdę przyjemna. Piosenkarz  dosyć surowo trzyma się zasady, że mniej znaczy więcej. Nie możemy zatem w tym wypadku mówić o popisach i eksponowaniu melizmatów. Ale właśnie takie jest założenie zespołu. Partie lidera Administratorra Electro są w zasadzie jedynie uzupełnieniem nieco archaicznej elektroniki, która nie tylko na nowej, ale również na poprzednich płytach ochoczo występuje przed szereg, tworząc podwalinę brzmienia stołecznej kapeli.

Administratorr Electro wraz z trzecią płytą potwierdził kształt swojego muzycznego świata, który choć nieco hermetyczny, potrafi zaciekawić tym, co może nam zaproponować. Płyta „Przemytnik” jest zatem specyficznym zagraniem, trafiającym w pewną niszę na polskim alternatywnym rynku muzycznym. Nie jest to wydawnictwo dla każdego, nie mniej jednak być może są to dźwięki, które przypadną do gustu właśnie Tobie, drogi czytelniku.

Za możliwość przesłuchania fizycznej wersji płyty dziękuję portalowi Zażyj Kultury.


Ostatni wpis na blogu:   



Recenzja: Kane Brown "Experiment"











Jeśli spodobał Ci się mój post, okaż to! ;) Jak każdy bloger, potrzebuję Waszego wsparcia.Dziękując za poświęcony Galaktyce Muzyki czas, zapraszam Was serdecznie na  Facebooka. Tam odnajdziecie jeszcze więcej muzyki w szybszych i krótszych formach. :)