czwartek, 12 października 2017

Recenzja: The Rasmus "Dark Matters"


6 października na sklepowe półki trafił nowy album czwórki Finów, którzy 14 lat temu zdobyli serca fanów i szczyty list przebojów hitem In The Shadows. Wydana nakładem Playground Music płyta o nazwie Dark Matters to 10 rockowych utworów, w których odnajdziemy jednak bez wielkiego wysiłku silne wpływy muzyki pop. Czy warto ponownie zanurzyć się w świat dźwięków sygnowanych marką The Rasmus? Zachęcam do przeczytania mojej recenzyjnej opinii na ten temat.

Do sięgnięcia po płytę Lauriego i spółki w dużej mierze zachęcił mnie singiel Silver Night, który dawał realne powody do wiary, że Dark Matters będzie albumem przynajmniej solidnym. Później usłyszałem kolejną propozycję Finów, jaką była piosenka Wonderman. Mój entuzjazm nieco osłabł, ale postanowiłem się nie zniechęcać i poczekać na cały materiał. I oto nadszedł dzień, w którym mam okazję opisać moje wrażenia po jego przesłuchaniu.


Paradise 4/5
Zaczynamy całkiem przyjemnie. Słychać, że Lauri nadal potrafi śpiewać nieco przyciśniętym wysokim głosem. Muzycznie w wypadku Paradise może nie podążamy do tytułowego raju, ale też nie zwiedzamy piekielnych odmętów. Słyszymy gitary (w tym akustyczną), prostą partię perkusji i to w zasadzie tyle. Jest jednak jedna rzecz, która sprawia, że pierwsza piosenka na Dark Matters w ostatecznym rozrachunku broni się doskonale - refren. Niby to tylko niepozorne rytmiczne pohukiwanie, ale dzięki niemu możemy postawić przy Paradise znak "+". Misja ratowania piosenki bez polotu zakończyła się w tym wypadku wiktorią.


Something In The Dark 2/5
Niestety utwór numer dwa na nowym albumie The Rasmus jest sporym zawodem. Oczywiście, nie wierzyłem, że Finowie stworzą płytę pełną genialnych numerów, ale Something In The Dark nie ma w sobie niemal żadnego charakteru. Jednostajna melodia, popowy beat i nic poza tym. Kompozycja doskonale wpisałaby się w sieczkę, którą możemy usłyszeć w najpopularniejszych rozgłośniach radiowych w Polsce.

Wonderman 3/5
O ocenie Wonderman pisałem w osobnym wpisie, kiedy piosenka ujrzała światło dzienne. Nie chcąc się powtarzać, odsyłam właśnie do niego http://dzwiekiwneki.blogspot.com/2017/09/premiera-rasmus-wonderman.html. Wspomnę tylko tyle, że 3/5 wydaje się być uczciwą oceną.


Nothing 4/5
Po raz kolejny możemy przekonać się, że o ocenie kompozycji na Dark Matters decydować będą detale. Gdyby nie mocno elektroniczna wstawka w okolicach refrenu, pomysł na 4 piosenkę na albumie oceniłbym negatywnie. Lauri i jego koledzy poszli tu znów w kierunku lżejszych brzmień, które jednak nie są wystarczająco porywające, aby mogły obronić się same w sobie. Na szczęście fragment, o którym napisałem rzucił tej piosence koło ratunkowe. Na uwagę w Nothing zasługuje również otwierający go keyboard, którego specyficzność ma w sobie wiele dobrego. Całokształt powinien rewelacyjne sprawdzić się jako muzyczne tło naszej podróży samochodem.

Empire 2,5/5
Kontynuacja idei zawartej w poprzedniej kompozycji. Spokojna, lekko bujająca zwrotka + mocne uderzenie jeszcze mocniejszej elektroniki. Panowie, jeden raz jest ok, ale dwa razy pod rząd to już gruba przesada. Słuchając Empire można mieć niezwykle silne wrażenie déjà vu, a chyba nie tego oczekujemy od artystów.

Crystalline 2,5/5
Dość taneczny kawałek jak na The Rasmus, oparty o temperamentny bas. W refrenie słyszę w tym wypadku echa największego przeboju Finów. Lauri stara się w Crystalline dość wysoko atakować dźwięki, nie pomaga to jednak temu utworowi w wzniesieniu się ponad średni poziom. Mam wrażenie, że moje oczekiwania odnośnie panów z kraju świętego Mikołaja były zbyt wygórowane.

Black Days 1,5/5
Ballada rozpoczynająca się subtelną gitarą nie powinna zmieniać się w popową papkę. Przydałaby się w tym miejscu  płyty kompozycja oparta o akustyka i głos Lauriego. Pewien powiem świeżego powietrza, którego niestety nie dostajemy. Black Days jest chwytliwe, ale na nasze nieszczęście w bardzo nieprzyjemny sposób.

Silver Night 4,5/5
Mój zdecydowany faworyt na Dark Matters. Świetna, chwytliwa melodia, rozsądnie rozłożone gitary i odpowiednie wyważenie akcentów rockowych i popowych pozwoliło Finom na chwilowy powrót na poziom sprzed lat. Nad tą piosenką roztacza się niezwykła aura, której musicie pozwolić się urzec.




Delirium 2,5/5
Tym razem otrzymujemy coś na kształt dance-rocka. Taneczność, której nie powstydziłby się Måns Zelmerlöw lub inny szwedzki uczestnik Eurowizji, łączy się w Delirium z gitarą akustyczną i bardzo komercyjnym sposobem wydobywania dźwięków przez Lauriego. Niestety finalnie znów efekt jest mizerny. Jedynym pozytywnym akcentem w tym wypadku jest prawdopodobnie przyzwoita wstawka gitary elektrycznej, której możemy posłuchać po refrenach.

Dragons Into Dreams 1/5
W ostatniej kompozycji nawet głos Lauriego wypada blado. Całość rozmyta jest równie mocno, co witający nas syntezator. W planach The Rasmus Dragons Into Dreams z pewnością miało być nieco ckliwym zamknięciem ich najnowszego wydawnictwa, jest jednak inaczej. Słuchacz zmuszony jest do dźwiękowej męki przez prawie 4 minuty. Fatalna puenta Dark Matters.

Podsumowanie: Przyznam szczerze, że czuję się rozczarowany. Myślałem, że najnowszy album czwórki Finów okaże się pozytywną niespodzianką. Niestety wyszło wręcz odwrotnie. The Rasmus, jakie pamiętam sprzed lat miało swój styl, którego próżno szukać na Dark Matters. W gąszczu bardzo przeciętnie brzmiących dźwięków trafiło się kilka dobrych zagrywek. Warto wyróżnić tutaj głównie utwór Silver Night, który jako jeden z niewielu zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jeśli jednak ktoś liczył na powrót The Rasmus w wielkim stylu, zdecydowanie się przeliczy.

Ocena końcowa: 2,75/5



4 komentarze:

Karolina Młynarska pisze...

Podziwiam, że oceniłeś każdą piosenkę osobno, mi chyba nie starczyłoby cierpliwości ;) Samej płyty nie słuchałam i póki co nie mam tego w planach.

Nowy wpis na goodsoundsvibes.blogspot.com
Pozdrawiam!

Galaktyka Muzyki pisze...

Na całość niestety trochę szkoda czasu. Tylko kilka piosenek zasługuję na chwilę uwagi.
Pozdrawiam serdecznie. :)

Anonimowy pisze...

Pierwsza część płyty bardzo dobra, mimo że trzeba było sie pogodzić i przyzwyczaić z tym że to nie ten Rasmus co kiedyś. Dalsza część albumu już słabsza moim zdaniem, ale zasługuje na pewno na miano przyzwoitej. Zdecydowany plus za "Wonderman" który według mnie jest fenomenalny. Najostrzejszy na płycie, najbardziej przypominający stare albumy. Ja bym dał 6/10 ale tylko jako fan The Rasmus, natomiast jeżeli zostawić sentymenty na bok to najbardziej sprawiedliwą oceną było by 4,5/10.

Galaktyka Muzyki pisze...

Czyli z oceną płyty mniej więcej się zgadzamy :) Dziękuję za komentarz i wyrażenie własnego zdania. Pozdrawiam serdecznie :) Olek/Dźwięki Wnęki