Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rock. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rock. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 13 stycznia 2019

Recenzja: Taking Back Sunday "Twenty"

stycznia 13, 2019 0
W życiu każdego zespołu bywają gorsze i lepsze chwile. Jeśli jednak uda się przetrwać kryzysy można dożyć pięknych czasów, w których to świętuje się okrągłe jubileusze.

Tak właśnie jest w przypadku grupy Taking Back Sunday. Powstały w 1999 roku rockowy kolektyw właśnie obchodzi 20 lat pracy na scenie. Oprócz tortu i licznych toastów panowie postanowili również wydać podsumowującą dotychczasową karierę płytę pt. Twenty.

Dodaj napis
Wydany kilka dni temu album zawiera 19 doskonale znanych wszystkim fanom Amerykanów kawałków oraz dwie premierowe kompozycje. Na płycie nie zabrakło oczywiście największych hitów zespołu, z Cute Without the 'E' (Cut from the Team) oraz You’re So Last Summer na czele.



Wielbiciele twórczości Adam Lazzara i spółki z pewnością powitają Twenty z otwartymi ramionami. Dla mnie wspomniane wydawnictwo to okazja do przyjrzenia się stylowi i schematom towarzyszącym muzykom z Nowego Jorku od lat, które do tej pory miałem jedynie okazję poznać bardzo przelotnie.

Patrząc zatem z perspektywy Taking Back Sunday'owego laika dostrzegam rockowe granie bardzo mocno zahaczające o lżejsze klimaty. Niektórzy nazwą je popem, inni muzyką emo. Jest to jednak na tyle wyrazisty sznyt, że moje skojarzenia nieubłaganie biegną w stronę typowych kompozycji dla nastolatków, z jeszcze bardziej typowych amerykańskich filmów.



Muzykom z Nowego Jorku zdecydowanie nie można odmówić jednego, od dwóch dekad konsekwentnie starają się robić swoje, najlepiej jak potrafią. Koloryt ich grania jest rozpoznawalny, co bezsprzecznie zasługuje na uznanie. To, czy ich dźwiękowy wachlarz trafi w nasze upodobania zależy już tylko od naszych preferencji. Mnie niestety nie porywa.

 Jak wspomniałem wcześniej, na zaprezentowanym światu 11 stycznia krążku Twenty odnajdziemy dwie premierowe piosenki i to na ich ocenie chciałbym się skupić w największej mierze.

Pierwszą z nich jest utwór All Ready To Go (3,5/5).




Rytmiczna kompozycja przywodzi na myśl styl Rise Against. Silny wokal oparty o charakterne gitary naprawdę daje radę, wydając się dojrzalszy o lata świetle od propozycji z początku krążka Twenty. Do tego w miejscu, w którym kawałek dochodzi do 3/4 swojej długości dochodzi do ciekawego złamania formy. W jego ramach następuje interesujący dwugłos strun elektrycznej gitary i perkusji. Myślę, że panowie z Taking Back Sunday mogą po wysłuchaniu realizacji pomysłu na All Ready To Go chodzić z podniesioną głową.

Wydawnictwo Twenty kończy piosenka A Song For Dan (3,5/5).



Utwór poświęcony pamięci tragicznie zmarłego przyjaciela perkusisty Taking Back Sunday to poruszająca ballada skupiona wokół partii pianina. Spokojne pierwotnie wokale na końcu kompozycji przeradzają się w rozdzierające serce wołanie. Nietrudno odczuć, że powyższa piosenka ma dla grupy niepowtarzalną emocjonalną wagę.

Podsumowanie: Taking Back Sunday to przedstawiciel rockowej muzycznej drugiej ligi. Czasem jednak zdarza się, że takie zespoły mają najwierniejszych fanów i więcej pasji niż najpopularniejsze ekipy. Patrząc jedynie na premierowe nagrania, osobiście z nadzieją patrzę w przyszłość tej amerykańskiej grupy, która w naturalny sposób z bandy chłopaczków wyrosła na świadomych życiowo i muzycznie mężczyzn. Album Twenty to gratka głównie dla fanów bohaterów dzisiejszego wpisu. Choć nikt nie zaręczy, że nie spodoba on się także Wam. :)


Ostatni wpis na blogu: Recenzja: Lost Kings "Paper Crowns"















Wszystkich, którzy nie polubili jeszcze Galaktyki Muzyki na Facebooku, bardzo do tego zachęcam. Na moim profilu na wspomnianym portalu czeka na Was bowiem jeszcze więcej muzycznych inspiracji, informacji i ciekawostek. 

czwartek, 19 lipca 2018

Recenzja: Dreamers - LAUNCH (EP)

lipca 19, 2018 0
Doskonale zdaję sobie sprawę, że nazwa Dreamers prawdopodobnie nic Wam nie mówi. Nie szkodzi! Jeśli dotarliście do tego miejsca w sieci, już niedługo wspomniany powyżej stan rzeczy ulegnie zmianie i mam nadzieję, że nie będziecie tego żałować. Jeśli jednak w Waszej głowie świtała myśl, że gdzieś już słyszeliście podobną zbitkę liter odnoszącą się do jakiegoś zespołu, uspokajam, nie będzie tu ani słowa o polskim boysbandzie dla nastolatek 4Dreamers. No... oprócz tego małego wtrącenia, przed chwilą. :)

Dreamers to bowiem amerykańskie trio grające generalnie rzecz biorąc rocka. Momentami zawęża się on do gatunku indie, innym razem odlatuje w stronę space rocka, niekiedy zaś brzmi bardziej popowo. W każdej odsłonie muzyka bandu z Nowego Jorku prezentuje się jednak na tyle interesująco, aby poświęcić jej chwilę uwagi i ten wpis.

Dreamers - Launch (EP)
Mini albumy mają to do siebie, że kończą się szybciej niż się tego spodziewamy. Mogą być one jednak świetnym narzędziem do przekazania nam przez artystów zwięzłego i konkretnego dźwiękowego komunikatu. Tak jest też w wypadku Dreamers. Oczywiście to, jak dana wiadomość zostanie odebrana, zależy w pewnym stopniu od muzycznej wrażliwości słuchacza. Każdy ma bowiem swój gust. Dość jednak teoretyzowania, pora przejść do opisu materiału zawartego na Launch.

SCREWS 5/5
Pierwszą propozycją serwowaną nam przez trójkę z USA jest absolutny majstersztyk. Piosenka SCREWS, według mnie, już teraz zasłużyła na nominację do grona 100 najlepszych kompozycji 2018 roku. Nuty w tym utworze zdają się próbować odzwierciedlić start rakiety z okładki Ep-ki. Brzmienie lawirujące pomiędzy Depeche Mode a Editors powoduje, że z przyjemnością chce się nacisnąć przycisk z napisem "replay".


Fake It Til You Make It 2,5/5
Po nadzwyczajnym wręcz rockowym otwarciu, wraz z drugą piosenką udajemy się w bardziej popową stronę. Fake It Til You Make It to piosenka z tanecznym rytmem w refrenie, przypominająca nieco pomysły serwowane słuchaczom przez Walk The Moon. Nie jest to rewelacyjne brzmienie, ale od biedy możemy pozwolić sobie na pomachanie nóżką do taktu.



Black & White 4/5
Wielkim darem, jaki posiada grupa Dreamers jest głos wokalisty - Nicka Wolda. Charyzmatyczny, zdecydowany, a przy tym lawirujący pomiędzy różnymi rejestrami. Przy odpowiednim podkładzie potrafi on zabrzmieć na światowym poziomie. W Black & White oprócz wokalu przekonuje mnie klasyczna budowa piosenki. Nabijająca rytm perkusja i lekko jednostajny bass budują przed nami most, którym podążamy do efektownego refrenu. A ten na pewno wpadnie Wam w ucho.



Karma 3,5/5
Kolejny przykład solidnego rockowego pazura. Nie za mocno, niby nieco nieśmiało, ale z klasą. Karma zawiodła moją osobistą muzyczną podświadomość w kierunku grupy U2. Posłuchajcie tego refrenu...Jakby napisany dla strun głosowych Bono. Nick Wold mimo zdecydowanie mniejszego doświadczenia niż legendarny Irlandczyk, udźwignął go bez wysiłku. Ostatni dźwiękowy powiew na Launch to zdecydowanie przyjemny wiaterek.




Podsumowanie:
Co można powiedzieć na podstawie czterech utworów. O dziwo całkiem sporo. Według mnie Dreamers mają wielki potencjał. A gdy weźmiemy pod uwagę, że istnieją dopiero od 4 lat i na swoim koncie zapisali tylko jedną długogrającą płytę, sytuacja wygląda jeszcze optymistyczniej. Osobiście na pewno będę śledził dalszą karierę tego kolektywu, do czego i Was zachęcam, zwłaszcza w czasach, gdy coraz ciężej o interesujące rockowe brzmienie, a tego u panów z Ameryki nie brakuje.

Ocena końcowa: 3,75/5




Poprzedni post na blogu: Recenzja: Lady Pank "LP1"


Koniecznie odwiedźcie mnie na Facebooku. Serdecznie zapraszam! ;)




sobota, 29 lipca 2017

Recenzja: Itchy "All We Know", czyli jak odzyskać wiarę w muzykę rockową

lipca 29, 2017 0
Tym razem będzie bez długiego wstępu. Niemal od razu przechodzę do rzeczy, bo jeśli nawet słyszeliście o zespole Itchy, to z pewnością stało się to tylko i wyłącznie dzięki moim wcześniejszym wpisom. Niemieckie trio nie jest szeroko znane w Polsce, a szkoda. W przypadku All We Know pozwolę przemówić dźwiękom, choć w wypadku bloga muzycznego Dźwięki Wnęki nie może zabraknąć mojego skromnego komentarza.

Stuck With The Devil 4/5
Siódmy studyjny album grupy Itchy (wcześniej Itchy Poopkidz) wita nas ostrą serią dźwięków, która razi nas niczym pociski wystrzeliwane z karabinu. Stuck With The Devil jest utworem utrzymanym w stylistyce nawiązującej do muzyki granej na świecie np. przez Rage Against The Machine, w Polsce reprezentowanej zaś np. przez Mamę Selita. Takie brudne, ciężkie brzmienie nie należy do moich ulubionych, lecz nie mogę nie docenić kunsztu jego wykonania. Stuck With The Devil jest zdecydowanie solidnym początkiem płyty All We Know.

Keep It Real 4/5
Druga piosenka zachęca nas do dalszego słuchania najnowszych dokonań niemieckich muzyków. Piosenka Keep It Real wraz z stworzonym do niej teledyskiem przywodzi mi na myśl absolutnie niedocenianą polską grupę Heroes Get Remembered i ich Water. Itchy nadal używa mosiężnych dział, ale jest to już nieco inny sprzęt.


Fall Apart 5/5
Trzecia kompozycja, a płyta wcale nie traci na jakości, wręcz przeciwnie. Uwielbiam takie granie - melodyjne, charakterne, nie za mocne, nie za słabe, świetne. Lekko "porozciągana" gitara doskonale zgrywa się tutaj z perkusją, na której uderzenia przychodzi nam chwilę poczekać. Bardzo interesujące partie wokalne zwracają uwagę zwłaszcza przed refrenem subtelnie budując napięcie. Więcej takiej muzyki poproszę.



Nothing 5/5
Druga piątka, powiecie że szaleję, jednak Nothing zasługuje na bardzo wysoką ocenę. Oryginalny pomysł na tekst, bazujący w zwrotkach na szybkim wymawianiu zwrotów, których wspólnym mianownikiem jest jedno słowo, robi wrażenie. Instrumentalna warstwa jest bez zarzutu, do tego genialny mocno gitarowy mostek pokazujący siłę grupy.Trochę kojarzy mi się to z Billlym Talentem, wciąż jednak słychać tutaj oryginalność zespołu Itchy.



Black 4/5
I wracamy do stylu, który niemiecka trójka zaprezentowała nam w otwierającym album utworze Stuck With The Devil. Choć tak naprawdę początek piosenki Black nie wskazuje, że po raz kolejny zaserwowane nam zostanie bardzo mocne uderzenie. Spokojna melodia wraz z refrenem przeradza się jednak w dźwiękowy huragan, który wydaje się niszczyć wszystko, co stanie na jego drodze. Kontrolowany chaos napędza w tym wypadku donośna syrena, której styl nawiązuje nieco do dubstepu. Całość powinna zaspokoić wszystkich fanów rockowego brzmienia.

Before You Go 5/5
Before You Go to jedna z tych piosenek, której rytm i dźwiękowy kształt zmusza nas do uśmiechu.Prosta, ale intensywnie wpadająca w ucho kompozycja wydaje się być skrzyżowaniem jednego z hitu Beatlesów z przebojem Little Talks, nagranym przez All Monsters and Men. Absolutnie pozytywne muzyczne tło kształtuje drogę doskonale brzmiącemu tutaj wokalowi. Czasem w prostocie jest gigantyczna siła - brawo!

https://open.spotify.com/track/47Br5vRYUtmGhjaobGjBMp

Danger 3,5 
Danger na moment tonuje mój entuzjazm, choć i tak uważam wspomnianą piosenkę za przyzwoity utwór. Kompozycja zraża mnie nieco zbyt mocno wyeksponowanym gitarowym riffem, który skądinąd jest dość charakterystycznym elementem twórczości grupy Itchy . Niewątpliwym plusem utworu Danger jest refren, którego nie powstydziłyby się prawdziwe legendy punka. Szybkie tempo piosenki pozwala bez zbędnych formalności przenieść się w kolejny fragment płyty All We Know.

The Sea 4,5/5
The Sea to ta sama, genialna liga, której reprezentantką byłą piosenka Before You Go. Niewymuszone, spokojne granie, bez szarpania się, bez udziwnień. Piękna sprawa. Daję silne 4,5/5.

https://open.spotify.com/track/4da7xYzqUzRBLT1UeHWWAl

Knock Knock 4/5
Perkusja w Knock Knock przywodzi mi na myśl utwory grupy Beatsteaks. W tym wypadku to zdecydowany komplement. Po raz kolejny otrzymujemy również refren sugestywnie nawiązujący do kalifornijskiego punkowego grania. Pozornie obracamy się ciągle w tych samych klimatach, jednak każda piosenka na płycie All We Know ma swój odrębny charakter.

Day In Day Out 3,5/5
Już wiem gdzie tkwi przynajmniej 50 % sukcesu zespołu Itchy. W Day In Day Out widać to kapitalnie. Uwielbiane przeze mnie chwytliwe refreny, okraszone rockowymi elementami, a na dodatek przyjemnym, silny wokal - to musi być to. Oczywiście powyższa piosenka to znacznie więcej, ale właśnie jej powtarzająca się część działa na mnie bardzo pozytywnie. A wy lubicie taki ty rodzaj grania?

All We Know 4/5
W tej piosence znów zmierzamy w kierunku, który reprezentował już utwór Fall Apart. Zachowawcze dźwięki gitar, perkusji i wtórujący im wokal powolnie zabierają nas do punktu kulminacyjnego, który następuje po połowie piosenki. Dźwiękowy wybuch gitarowych brzmień istotnie zaznacza swoje istnienie, by po chwili gwałtownie zniknąć. Myślę, że po odsłuchaniu All We Know stwierdzicie, że jest to całkiem dobry fragment nowego albumu tria z kraju naszych zachodnich sąsiadów.

We're Coming Back 2,5/5, The Last Of Us 3/5
Niestety pod koniec płyty niemieccy muzycy dostają lekkiej zadyszki. Czasami lepiej jest wydać krótszy materiał niż łatać luki nie do końca udanymi pomysłami. Wszystko oczywiście jest kwestią gustu, ale dla mnie przepełnione krzykiem We're Coming Back oraz niedopracowane The Last Of Us nie przekonają nawet przeciętnego słuchacza.

Go To Sleep 4/5
Na do widzenia Itchy daje nam jako prezent kompozycję Go To Sleep. Jest to bardziej zabawowo potraktowana piosenka, którą warto docenić za oryginalność. Jeśli się nie mylę słyszymy tutaj m. in. ukulele. We wspomnianej piosence pojawia się też nieco przerysowana fraza 'whatever', która mocno kształtuje jej charakter. Degustując się wspomnianym utworem miałem wrażenie, że za chwilę pojawi się w nim rapowany fragment. Tym razem jednak mój muzyczny nos mnie zawiódł, nie zrobiła tego jednak piosenka Go To Sleep.

https://open.spotify.com/track/5ghRvPGR8hQ2GUJsnacsIB 

Podsumowując: mamy dopiero połowę roku, ale idę o zakład z każdym, że wydawnictwo All We Know jest jedną z najciekawszych rockowych propozycji sygnowanych datą 2017. Materiał nie zawiedzie z pewnością fanów gitarowego grania, miłośników punk rocka czy pop punka. Oczywiście na płycie znalazło się kilka słabszych pomysłów, jednak całościowo album i sama grupa Itchy zasługuje na gromkie brawa.

Ocena końcowa: 4/5



piątek, 14 lipca 2017

Recenzja: Coldplay "Kaleidoscope"

lipca 14, 2017 0
Na początku pragnę zaznaczyć, że nie jestem zażartym fanem grupy Coldplay. Ich muzykę kojarzę głównie dzięki singlom, które pewnym trafem docierały przez lata do mych uszu. W poniższej recenzji nie będzie zatem sentymentalnych odniesień do poszczególnych piosenek z przeszłości i dawnego brzmienia Brytyjczyków, które jak to zwykle bywa uległo pewnej ewolucji.

To, że nad łóżkiem nie mam plakatu Chrisa Martina, a na ręce wytatuowanego fragmentu tekstu jednego z utworów Coldplay, nie znaczy, że nie potrafię docenić wkładu, jaki grupa z Londynu wniosła do historii muzyki.

Przeszłość jest jednak przeszłością, a świat (także ten muzyczny) nie stoi w miejscu. Czas więc skupić się na najświeższych wydarzeniach. Do takich bez wątpienia zaliczyć można wydanie przez Coldplay nowej EP-ki, pt. Kaleidoscope.  

Brytyjczycy na krótkim wydawnictwie serwują nam 5 utworów, w tym remiks doskonale wszystkim znanego hitu Something Just Like This.  Czy warto poświęcić około 25 minut na przesłuchanie najnowszego dzieła Chrisa Martina i spółki? Odpowiedź poniżej.

All I Can Think About Is You 4/5

Pierwszą piosenką, którą zespół postanowił zamieścić na wydawnictwie Kaleidoscope jest utwór All I Can Think About Is You. Gdybym miał opisać wspomnianą kompozycję jednym słowem, użyłbym wyrazu ciekawa. Z pewnością nie jest to komercyjne granie, które zadowoli przeciętnego słuchacza Rmf Fm czy Radia Zet - i bardzo dobrze. All I Can Think About Is You zabiera nas w podróż przypominającą rejs statkiem. Płynące dźwięki początkowo prowadzą nas po spokojnych falach, od czasu do czasu uderzających o burtę muzycznego okrętu. Na końcu utworu napotykamy jednak prawdziwy melodyjny sztorm.

We wspomnianej piosence ważną rolę odgrywa brzmienie gitary, które skutecznie wypełnia jej tło. Od czasu do czasu otrzymujemy również krótkie partie klawiszowe, przywodzące na myśl jazzowe improwizowanie. Ciekawa budowa kompozycji prowadząca nas do punktu kulminacyjnego zasługuje na uznanie. Jeśli dodamy do tego pięknie wykonane lyric video, All I Can Think About Is You zyska kolejne punkty.



Miracles (Someone Special) 4/5

Miracles to bardzo rytmiczna kompozycja. Wpływ na to ma głównie charakterna perkusja, której partie nadają utworowi pewnego rodzaju taneczności. Ważną rolę odgrywa tutaj także gitara, której dźwięki ukradkiem przebijają się przez syntezatory. Mówiąc o Miracles, nie możemy pominąć gościnnego udziału Big Seana. Rap Amerykanina o dziwo całkiem dobrze wpasował się w klimat utworu. Po kilku odsłuchaniach całość kompozycji oceniam pozytywnie. Moja spostrzeżenie: zwróćcie uwagę na niesamowicie chwytliwy refren.

A L I E N S 4,5/5

Trzecią kompozycją zawartą na płycie Kaleidoscope jest utwór A L I E N S. Na jego początku napotykamy budującą napięcie, jakby drum'n'bassową "nerwowo" grającą perkusję. Jej brzmienie zręcznie połączono z dźwiękami gitary i klawiszy. Po chwili do stworzonej melodii dołączają fragmenty kojarzące się odgłosami żywcem wyjętymi z gier wideo. W piosence nieszablonowo wykorzystano głos Chrisa Martina. Oprócz charakterystycznych dla niego, nieco przeciągniętych partii śpiewanych, w A L I E N S  pojawiają się także deklamowane sekwencje, które z pewnością możemy uznać za świeże, niekonwencjonalne zagranie.
Atmosfera niepewności towarzysząca nam przez cały utwór ulatnia się dopiero na jego końcu. Podnoszące na duchu smyczki zdają się przekazywać nam nową, totalnie inną energię, w której zawarto mnóstwo nadziei. Piosenka A L I E N S  jest świetnym przykładem na to, że poprzez muzykę można opowiedzieć wyrazistą historię.



Something Just Like This (Tokyo Remix) 3,5/5

W wypadku tego remiksu niewiele jestem w stanie napisać. Nie wiem, czy trafniejszą ideą nie byłoby umieszczenie za tytułem piosenki słów "Live In Tokyo". Na nagraniu słychać bowiem doskonale reagującą na swych idoli, żywiołową japońską publiczność i koncertowy wariant wielkiego przeboju ostatnich miesięcy. Jeśli lubicie singlową wersję Something Just Like This, polubicie również jej wariację zawartą na Ep-ce Kaleidoscope. Jak dla mnie, "Tokyo Remix" jest dużo ciekawszy - nie nawiązuje tak brutalnie do popu, a dzięki wplecionym fragmentom z występu na żywo zyskuje na świeżości.



Hypnotised 2/5

Ep-kę Kaleidoscope zamyka piosenka Hypnotised. Pierwsze dźwięki, które serwuje nam w niej zespół kojarzą mi się z przerywnikami pojawiającymi się na nagraniach audio wykorzystywanych do nauki języka obcego. Głupie skojarzenie szybko zanika, kiedy w nagraniu pojawia się klasyczne pianino. Niestety tym razem totalnie nie trafia ono w moje gusta. Główna przyczyną takie stanu rzeczy jest jego monotonne brzmienie, które nie sprawia, że po przesłuchaniu kompozycji raptownie naciskałbym przycisk replay. Być może utwór mógłby być pomocny przy hipnozie, jeśli zaś rozpatrujemy go jako katalizator radości melomana, przeżyjemy muzyczny zawód.

Podsumowując: Coldplay na Ep-ce Kaleidoscope stara się zadowolić jak największą liczbę słuchaczy. Zespół daje nam w prezencie trzy piosenki, których odbiór zmusza nas do pewnego wysiłku i dwa znacznie "łatwiejsze" utwory. 25-minutowa mieszanka ostatecznie jest strawna, niekiedy nawet bardzo wciągająca. Brytyjczycy pokazują, że łączenie różnych gatunków muzycznych może być ekscytującym zajęciem, którego efekty z mniejszym lub większym skutkiem zadowolą fanów muzyki. Jeśli zatem macie chwilkę, uważam że warto poświęcić ją na zapoznanie się z najnowszym dziełem Chrisa Martina i spółki, choćby dla jego fragmentów nazwanych A L I E N S i All I Can Think About Is You.

Ocena końcowa: 3,6/5









czwartek, 6 lipca 2017

Polecajki # 03: Odczarowujemy niemiecką muzykę

lipca 06, 2017 0

Jeśli ktoś z Was łączy muzykę naszych zachodnich sąsiadów jedynie z Timem Lindemannem i grupą Rammstein lub jej totalną odwrotnością, jaką był zespół Modern Talking, najwyższy czas to zmienić. Nie wiem na czym polega fenomen niemieckiego grania, ale dziwnym trafem kilka zespołów zza Odry potrafiło sprawić, że moje podejście do tamtejszego rynku muzycznego uległo zmianie na zdecydowany plus. Dziś parę słów właśnie o tych kilku zespołach.




Jeśli nie lubicie języka niemieckiego, nic straconego.

Niektórzy twierdzą, że jeżeli istnieje piekło, to mówi się tam po niemiecku.Choć istotnie język niemiecki nie należy do grupy najbardziej śpiewnych języków, nie powinniśmy znowu popadać w skrajności. Jeśli jednak z jakiegoś powodu nie jesteście w stanie przebrnąć przez wyrazy typu: Süßigkeiten, Schmetterling czy Arbeitsunfähigkeitsbescheinigung , mam dla Was dobrą wiadomość - jest kilka świetnych niemieckich grup, których teksty tworzone są w całości lub w zdecydowanej większości po angielsku.

1. Beatsteaks

Absolutna gwiazda w kraju naszych sąsiadów. Ich dwie płyty dotarły na szczyt niemieckiej listy sprzedaży albumów (kolejne dwie plasowały się w pierwszej trójce), a energetyczne występy porwały do zabawy tysiące uczestników koncertów - szczerze mówiąc, absolutnie mnie to nie dziwi. O twórczości grupy z Berlina dowiedziałem się dzięki polskiej telewizji publicznej! Były bowiem takie czasy, kiedy Jurek Owsiak nie był wrogiem numer jeden "reżimu", a na telewizyjnej dwójce można było obejrzeć jego program (nie pamiętam już teraz nazwy), który odsłaniał kulisy działania Przystanku Woodstock i Pokojowego Patrolu. W tym też programie przedstawiane były notowania Złotego Bączka, czyli nagrody która do dziś przyznawana jest na Najpiękniejszym Festiwalu Świata. Jedną z nominowanych grup za występ w 2005 roku był właśnie berliński zespół Beatsteaks. Na szczęście coś w ich graniu przykuło moją uwagę, na szczęście zapoznałem się bliżej z jednym z ich wydawnictw, na szczęście odkryłem prawdziwego rockowego giganta, który z upływem lat tylko potwierdzał swoją majestatyczną klasę.



Muzyka Beatsteaks to mocno gitarowy rock, który niekiedy urozmaicany jest przez dźwięki charakterystyczne dla innych gatunków muzycznych.



Wielkim atutem grupy wywodzącej się ze stolicy Niemiec jest głos jej głównego wokalisty (Arnim Teutoburg-Weiß). Niezwykle ciekawa barwa i łatwość poruszania się między nutami pozwalają mu na dołożenie wisienki na tort, jakim są melodie tworzone przez cały zespół.

'

Najmocniejszym punktem grupy Beatsteaks są jednak przepełnione energią i zabawą, niezwykle ekspresywne występy na żywo.




2.The Prosecution

O istnieniu muzycznego tworu przepełnionego pozytywną energią,  nazwanego The Prosecution dowiedziałem się dzięki jego współpracy z Chrisem # 2 z zespołu Anti-Flag, który na szczęście przestaje być już anonimowy dla polskich wielbicieli punk rocka. Muzyczne dokonania zespołu z Bawarii klasyfikuje się jako ska-punk, choć jak to zwykle bywa, takie szufladkowanie jest zbyt wąskie dla biurka jakim jest The Prosecution. W twórczości powstałego w 2002 kolektywu na pierwszym planie usłyszeć możemy sekcję dętą, której towarzyszy zazwyczaj szybka perkusj .



Klimatu kompozycjom grupy z Bawarii dodają ciekawe partie wokalne, za które odpowiada głównie charyzmatyczny Simon Bernhardt.



Na tę chwilę dyskografię grupy zamyka wydana 11 sierpnia 2017 roku płyta The Unfollowing. Album promował m. in. nieco spokojniejszy w warstwie muzycznej i poruszający tekstowo utwór Where We Belong, do którego powstał piękny teledysk.

 


3. Itchy

O formacji Itchy pisałem już w Polecajkach # 01. Zainteresowanych odsyłam zatem do wspomnianego posta, poniżej zaś prezentuje kilka absolutnie genialnych piosenek niemieckiego rockowego tria.




Po niemiecku i przy tym ciekawie...

Zdaję sobie sprawę z faktu, że w naszym kraju raczej niewiele osób słucha muzyki okraszonej niemieckimi tekstami.Wyjątkami są tutaj pewnie fani wspomnianego już wcześniej Rammsteina oraz osoby doskonalące swoje zdolności językowe, które szukają różnego rodzaju kontaktu z mową naszych zachodnich sąsiadów. Dla mnie jednak świat muzyki nie ma granic, jeśli coś jest ciekawe, jest warte mojej uwagi.

1. Sondaschule

Moja pierwsza niemieckojęzyczna propozycja to zespół Sondaschule. Jego muzyka to swoista synteza elementów rocka, ska, a niekiedy także akustycznych form dźwięków. Przedostatni krążek kapeli z Oberhausen - Schön kaputt był jedną z płyt, której fragmenty bardzo często pojawiały się w moich głośnikach w 2015 roku.





Na ten moment ostatni krążek Sondaschule to "Schere, Stein, Papier" (pol. Nożyce, Kamień, Papier). Z wspomnianego wydawnictwa pochodzi zahaczający o muzykę reggae chwytliwy kawałek Amsterdam.



2.Radio Havanna

Radio Havanna to czteroosobowy punkowy band, który (podobnie jak w przypadku The Prosecution) odkryłem dzięki muzycznej kolaboracji z jednym z członków Anti-Flag (Justin Sane). Kompozycje tworzone przez powstały w 2002 roku zespół są niezwykle rytmiczne. Gitarowe riffy połączone z wyraźnym głosem wokalisty tworzą interesującą całość, która nie przywodzi na myśl stylu żadnego z polskich zespołów punkowych. I właśnie ta oryginalność zasługuje na chwilę Waszej uwagi.




3. Irie Révoltés

Jeśli już mowa o oryginalności, nie można nie wspomnieć o muzycznej ekipie, która m. in. dzięki swojej wyjątkowości podbiła moje serce. Irie Révoltés to prawdziwa mieszanka wybuchowa. Rap, zestawienie w tekstach języków niemieckiego i francuskiego (kilku członków zespołu ma francuskie korzenie), instrumenty dęte - to tylko parę elementów składających się na końcowe brzmienie grupy. Scalenie pozornie niełączących się ze sobą dźwiękowych jednostek pozwoliło uwolnić niewyobrażalną energię, którą członkowie zespołu chętnie dzielą się z publicznością podczas występów na żywo i poza nią (wspieranie projektów, których celem jest walka z różnego rodzaju dyskryminacją).



Mam nadzieję, że udało Wam się dobrnąć do końca tego posta. :) Jak widzicie, nie taki diabeł straszny, jak go malują. W kraju naszych zachodnich sąsiadów istnieje przynajmniej kilka zespołów, których piosenki potrafią pozytywnie zaskoczyć,  sprawiając radość miłośnikom muzyki. Mam nadzieję, że choć część moich propozycji przypadła Wam do gustu.

Ciekawostka: W 2020 roku na sklepowe półki trafił nowy album wspomnianej grupy Itchy. Wydawnictwo o nazwie "Ja als ob" tym razem w całości zaśpiewane jej po niemiecku.

Powyższy tekst powstał w 2017 roku, ale nadal podpisuję się pod tymi zespołami obiema rękami.



Po muzyczne aktualności i inspiracje zapraszam na mojego Facebooka ↓




środa, 21 czerwca 2017

Polecajki # 02 - playlista Spotify Rock

czerwca 21, 2017 0

Cześć! :)

Dziś prezentuje Wam drugi post przyporządkowany do  mojego cyklu "Polecajki". Tym razem przygotowałem dla Was playlistę w serwisie Spotify. Jest ona bardzo różnorodna, jednak wszystkie załączone na niej utwory łączy wspólny mianownik - rock. Oczywiście taka klasyfikacja jest bardzo powierzchowna. Na playliście znajdziecie bowiem elementy m. in. muzyki punkowej, ska, indie i kilku innych gatunków. Jeśli chodzi o wykonawców, jest równie kolorowo. Pojawiają się zespoły i artyści, których z pewnością kojarzycie (np. T.Love, Green Day, P.O.D. czy Paramore), ale na liście zamieściłem również kompozycje mniej znanych grup i piosenkarzy, które osobiście uważam za warte posłuchania.

Jeśli macie czas i ochotę, zapraszam do zapoznania się z moimi szeroko rozumianymi rockowymi klimatami.(polecam włączyć przycisk losowego odtwarzania utworów)

Pozdrawiam serdecznie - miłego dnia ;)

https://open.spotify.com/user/11121401910/playlist/4TXgttP0O6g2n6HqSZE6rz