poniedziałek, 28 maja 2018

Recenzja: Jonathan Davis "Black Labirynth"

Patrząc na moje niektóre wpisy na moim blogu, być może ciężko uwierzyć, że wychowałem się na muzyce nu-metalowej. I choć mowa tu głównie o dwóch pierwszych albumach Linkin Park, na których nie brakowało "solidnego kopnięcia", czasami do mych uszu napływały także utwory innych grup odnajdujących się w tej stylistyce. I choć Korn nie zdobył w tamtym czasie mojego serca, ciężko nie było zauważyć muzycznej charyzmy lidera tej grupy - Jonathana Davisa.

Podobno ciężkie przeżycia kształtują nasz charakter. Jeśli tak jest, to nie dziwię się, że Davis jej bardzo silną postacią. Rozwód rodziców, przeżyta śmierć kliniczna, praca przy preparacji zwłok - to tylko część barwnej, acz nieprzyjemnej przeszłości wokalisty. Na szczęście dla siebie i dla nas w pewnym momencie swojej egzystencji Amerykanin obrócił swoją uwagę w stronę muzyki, dzięki czemu dziś w naszych głośnikach i słuchawkach możemy usłyszeć bardzo ciekawy materiał z płyty Black Labirynth.

Jak brzmi solowa płyta Davisa?

Krajobrazy malowane na albumie artysty przybierają różnorakie kształty. Od orientalnych zawijasów (Final Days, Basic Needs) po bezpruderyjne amerykańskie metalowe smagnięcia (Happiness, Walk On By). Piosenkarz nie szczędzi nam całej masy międzygatunkowych wrażeń. Metal miesza się tu bowiem z rockiem, dalekowschodnim brzmieniem, elektroniką czy muzyką eksperymentalną. Poszczególne propozycje składają się jednak w interesującą całość - wokal Davisa świetnie zalepia mniejsze lub większe muzyczne nieszczelności. Przede wszystkim jednak, mamy do czynienia z albumem z wizją i to czuć od pierwszej do ostatniej minuty słuchania "Czarnego Labiryntu".



Choć Davis zadbał o niepowtarzalny klimat swego solowego projektu, w  materiale zawartym na płycie odnajdziemy także liczne nawiązania do stylistyki innych artystów. Najwięcej skojarzeń wywołała we mnie piosenka Walk On By. Wyraźne gitary pasujące do brzmienia P.O.D., energetyczne riffy żywcem zaczerpnięte od Limp Bizkit, a do tego wokalna ekspresja porównywalna z tą, którą dysponuje Marilyn Mason. To jednak nie koniec porównań, które mogą nasunąć się niemal automatycznie. Momentami utwory przekazują nam elektroniczne wibracje podobne do tych, jakimi raczą słuchaczy zespoły Depeche Mode czy Julien-K (The Secret, What You Believe), by po chwili skierować swój charakter w stronę Niemiec i grupy Rammstein (Everyone). Oczywiście są to tylko moje odczucia, bazujące na osobistym bagażu kognitywnym.



Jeśli chodzi o najciekawsze kompozycje. Bez dwóch zdań wymienić należy singlowe What It Is (wykorzystanie pianina do zbudowania niemałego napięcia, które ulatnia się z piosenkarza i z nas w refrenie) oraz wspomniane już wcześniej Basic Needs (genialny orientalny mostek - wykorzystanie oryginalnych instrumentów, m. in. duduka).


Podsumowanie: Są takie albumy, na które warto spojrzeć w kontekście całości. Sądzę, że jednym z nich jest właśnie Black Labirynth. Kiedy spędzimy nieco ponad 50 minut na słuchaniu wspomnianego wydawnictwa, dojdziemy do kilku wniosków. Przede wszystkim nie jest to typowy metalowy krążek. Poszczególne kawałki diametralnie różnią się od siebie. Nie trudno zatem stwierdzić, że Davis sięgając po różnorodne środki muzycznego wyrazu wykreował coś osobliwego. Materiał zawarty na solowym krążku lidera grupy Korn ma oczywiście dobre i słabsze strony. Jednak po wniknięciu do świata długowłosego wokalisty, wyjdziemy z niego w poczuciu obcowania ze sztuką. Na pewno części z Was nie przypadnie ona do gustu. Ja jednak jestem w tym wypadku pozytywnie nastawiony, co więcej, uważam, że warto znać ten album. 

Ocena końcowa: 3,6/5



Po więcej muzyki w różnej formie zapraszam na mój profil na Facebooku. Jeśli spodobał Wam się ten wpis, zachęcam do zostawienia like'a lub komentarza. Nic tak nie motywuje do dalszego pisania, jak pozytywny odbiór. ;)


3 komentarze:

SAWKA pisze...

"ciężko uwierzyć, że wychowałem się na muzyce nu-metalowej"? Ależ skąd! To czarne tło...

Natalia Róża Świat Tomskiego pisze...

Muszę męża zapytać czy zna. On lubi takie klimaty.

Lazyweekend.pl pisze...

Lubię muzykę artystów, którzy mają coś do opowiedzenia, a tutaj ilość wpływów, o których wspomniałaś zapowiada ciekawa płytę:)