środa, 4 lipca 2018

Relacja: Stick To Your Guns, Anti-Flag (Klub Pralnia, Wrocław)

Od ostatniego razu kiedy byłem na punkowym koncercie minęło sporo czasu. Zdążyłem już niemal zapomnieć, jakimi prawami rządzą się takie wydarzenia. Wczorajszy koncert w Klubie Pralnia zdołał jednak przypomnieć mi, czym jest pogo czy circle pit. I choć frekwencja być może nie powaliła na kolana, i tak dało się wyczuć w powietrzu atmosferę punkowego święta.

Stick To Your Guns
Do wrocławskiego klubu mieszczącego się przy ulicy Krakowskiej dotarłem akurat przed początkiem setu Stick To Your Guns. Przed Amerykanami na scenie miał zagrać jeszcze jeden zespół i prawdopodobnie to zrobił, lecz dla mnie głównym daniem wczorajszego wydarzenia był i tak Anti-Flag, więc jedyne czego chciałem, to nie spóźnić się na występ czwórki z Pittsburgha. Wracając jednak do Stick To Your Guns i ich koncertu, trzeba przyznać, że przypominał on potężne tornado. Dużo energii, bezkompromisowego gitary i multum screamu - tak opisałbym ich popisy. Ściana dźwięku serwowana przez grupę, z powodu nie najlepszej akustyki sali i specyfiki muzyki granej przez gości z Kalifornii niemal rozsadzała głowę. Czekałem tylko, aż czaszki przybyłych zaczną eksplodować, jak w jednym z filmików stworzonych przez kabaret Limo. Krzyk wokalisty, połączony ze sprzężeniami wywoływanymi przez gitary bandu drażniły, działając w moich oczach na niekorzyść kapeli. Oczywiście w klubie pojawiła się grupka fanów Stick To Your Guns, która mocno pragnęła zaznaczyć swoją obecność (intensywne pogo, dynamiczne podrygiwania itd.). Dla nich muzyczne show hardcorowców zdecydowanie spełniało oczekiwania.



Jeśli chodzi o plusy supportu głównej atrakcji wieczoru, pozytywnie zaskoczyło mnie parę elementów. Raz była to np. ciekawa zagrywka gitarzysty rozpoczynająca jedną z piosenek, innym razem porzucając scream Amerykanie postawili na pierwszym miejscu melodię, co dało skutek w postaci niezłego utworu. Zbyt drastyczne dźwiękowe środki dobierane przez kapelę spowodowały, że z pewnością nie zostanę fanem Stick To Your Guns, ale jeśli ktoś lubi takie granie, ma do tego pełne prawo.

Anti-Flag

Na koncertach Anti-Flag byłem już 3 razy, liczyłem zatem, że 4 raz będzie co najmniej tak dobry, jak poprzednie muzyczne spektakle. Niestety okazało się, że był to najkrótszy koncert ze wszystkich czterech. 50-parę minut, jak na główne danie - w moim mniemaniu to dość mało. Być może stało się tak, bo grupa następnego dnia miała kolejny występ, a być może Pralnia nie może aż tak hałasować po 22:00. Czas trwania setu to w zasadzie jedyne ale, jeśli chodzi o rozczarowania.

Justin Sane i spółka podczas wrocławskiego koncertu pokazali, że pomimo wielu lat na scenie nadal trzymają fason. Amerykanie zaserwowali publiczności mieszankę największych przebojów (z This Is The End, Turncoat  i Die For The Government na czele) oraz materiału z ostatniej płyty American Fall.

Przeczytaj: Recenzja: Anti-Flag "American Fall"

Chris #2 tradycyjnie napędzał swoją energią publiczność, zachęcając ją do wspólnych podskoków czy chóralnego odkrzykiwania poszczególnych słów.



W porównaniu ze Stick To Your Guns, Anti-Flag brzmiało jak skarbnica melodii. Na szczególną uwagę zasłużyły świetne gitarowe solówki, pieczołowicie wykonane przez Justina. Dzięki atmosferze stworzonej przez zespół, nie odczuwało się aż tak dosadnie duchoty i gorąca, które panowały tego dnia w pralni.



Apogeum występu grupy z Pittsburgha było wykonanie Brandenburg Gate, podczas którego przybyli na ulicę Krakowską widzowie tańczyli w przyjacielskim objęciu. Kończący setlistę utwór stał się okazją do zejścia Pata i Chrisa #2 do publiczności. Ostatnie takty wspomnianej piosenki zabrzmiały zatem wprost z tłumu, w którym udało mi się zająć pierwszorzędne miejsce. Poniżej krótki filmik.



Na szczególny szacunek swoim zachowaniem po występie zasłużył Justin. Muzyk chętnie dziękował osobom pod sceną, wymieniał z nimi uściski i pozował do zdjęć. Oczywiście nie omieszkałem skorzystać z okazji i zrobiłem sobie zdjęcie z amerykańskim gitarzystą, oczywiście tradycyjnie zdjęcie nie wyszło. ;p Dostałem także kostkę, więc tak czy siak, absolutnie nie mogę narzekać. Wielki szacunek dla Justina za poświęcony fanom czas i klasę.



Specjalnie podziękowania i pozdrowienia przesyłam Krzysztofowi, który wybrał się ze mną na wczorajszy koncert.




Ostatni wpis na blogu: 5 najbardziej interesujących płyt pierwszej połowy 2018 roku




DŹWIĘKI WNĘKI - STRONA GŁÓWNA



Brak komentarzy: