piątek, 27 kwietnia 2018

Recenzja: Uniatowski "Metamorphosis"

Sławek Uniatowski dawno temu, bo w 2005 roku gościł na ekranach telewizorów wszystkich miłośników polsatowskiego Idola. Później był duet z Marylą Rodowicz i słuch po nim zaginął. Oczywiście nie całkiem, od czasu do czasu artysta pojawiał się tu i ówdzie nie zawsze prezentując jedynie swój wokalny talent. Choć akurat zdolności w zakresie umiejętnego używania głosu pozazdrościć mu może wielu..

Po latach oczekiwania na sprzyjające okoliczności, piosenkarz zebrał się w sobie i zaprezentował światu płytę stworzoną kompletnie na jego warunkach.

Metamorphosis to bowiem mieszanka niewynoszonych w dzisiejszych czasach na piedestał brzmień. Jazz, swing i może nutka bardzo ambitnego popu - z pewnością dla wielu nie brzmi to jak przepis na sukces. Tym wszystkim Uniatowski odpowiada: - Nie szkodzi.

W 13 kompozycjach zawartych na wyczekanym debiucie urodzonego w Toruniu muzyka można odnaleźć bowiem coś istotniejszego niż nośnik finansowych korzyści. Wartością, o której tu mowa jest prawda. W każdej sekundzie albumu słychać, że wokalista jest we właściwym dla siebie i w 100% wiarygodnym miejscu. Za to na pewno już na starcie należy mu się wielki plus.

Szczerze mówiąc płytą Metamorphosis zainteresowałem się dzięki udanemu singlowi, który ją promował. Pomimo faktu, że z takim graniem i śpiewaniem nigdy nie było mi wybitnie po drodze, muszę przyznać, że piosenka Honolulu pozwoliła żywić nadzieję na naprawdę dobrą, polską płytę.


Wydawnictwo sygnowane nazwiskiem Uniatowskiego to eklektyczny muzyczny świat, gdzie niekiedy panowie pod muszką proszą do tańca panie w pięknych wieczorowych sukniach, innym zaś razem prowadzeni jesteśmy w sam środek miłosnego żaru. Wszystko jednak zamknięte jest w kapsułce dobrego smaku.

Żeby jednak nie było tak cukierkowo, muszę zwrócić uwagę na jedną rzecz. Na Metamorphosis trochę brakuje mi odrobiny szaleństwa, szczypty pieprzu, tak bardzo wyczuwalnej np. w nagraniach Franka Sinatry (bądź co bądź stylistyka podobna).



Największe wrażenie (oprócz singla Honolulu) na debiutanckim wydawnictwie Uniatowskiego zrobiły na mnie kompozycje:
- I Want More - nieco szybsze w tempie, dzięki rytmicznej współpracy bujającego bassu i przyjemnie pulsującej perkusji; ciekawe rozłożenie akcentów i rozbudowane instrumentarium (trąbka, solówka na pianinie)

- Każdemu wolno kochać - dobra, spokojna ballada miłosna po polsku; jej klimat budują instrumenty smyczkowe, jednak ciekawe wyśpiewany tekst jej tu najważniejszy



Jedna istotna sprawa - Metamorphosis zasługuje na chwilę uwagi. Chodzi mi o to, że jeśli planujecie posłuchać tej płyty (a myślę, że warto) nie róbcie tego przelotem, w pośpiechu. Zróbcie sobie filiżankę dobrej kawy i pozwólcie muzyce płynąć.

Dodatkowo album zyskuje po wielokrotnym przesłuchaniu.

Podsumowanie: Gdybym miał organizować ekskluzywny bankiet dla ważnych gości w roli muzycznej niespodzianki obsadziłbym Uniatowskiego i jego materiał z Metamorphosis. Piosenki składające się na album to ładne melodie, których wisienką na torcie jest dojrzały już wokal Sławka. Muzyczny świat przedstawiony nam na płycie jest nieco hermetyczny i na pewno nie do każdego trafi. Jeśli jednak o mnie chodzi, mogę śmiało stwierdzić, że warto docenić starania urodzonego w Toruniu artysty.

Ocena końcowa: 3,4/5











Po więcej muzyki w różnej formie zapraszam na mój profil na Facebooku. Jeśli spodobał Wam się ten wpis, zachęcam do zostawienia like'a lub komentarza.


DŹWIĘKI WNĘKI - STRONA GŁÓWNA

6 komentarzy:

AgZ pisze...

Naprawdę robi wrażenie. Idealne jako podkład do wieczornego odprężenia.

Lady DeVi pisze...

Pierwszy raz słysze o tym artyście. Chociaż live niezbyt interesujący - coś mi tam nie pasowało. Ale ogólnie to sobie nieco poszperam :D

OK pisze...

Słyszałam o nim. Bardzo się zmienił, ale też minęło sporo czasu.

Grafy w podróży pisze...

Oj, zupełnie nie mój styl, chyba nic więcej nie napiszę, bo nie chcę krytykować zbyt mocno.

Bielecki.es pisze...

Nie da się ukryć tego, że ma bardzo przyjemny dla ucha głos. ;)

www.naszebabelkowo.pl pisze...

Raczej nie sięgam po tego typu albumy - ale jestem przekonana, że mają też sporą rzeszę swoich zwolenników.