poniedziałek, 26 marca 2018

Recenzja: George Ezra - Staying At Tamara's

Mówiąc o nowej płycie George'a Ezry warto zacząć od szczegółów. Pierwszą rzeczą, na którą powinniśmy zwrócić uwagę jest w tym wypadku okładka. Z pozoru jedna z tysiąca, bez większego wyrazu, po przesłuchaniu płyty nabierająca symbolicznego wręcz znaczenia. Brytyjczyk stojący w progu wpuszcza bowiem do naszego pokoju sporo świeżego powietrza, za które w czasach muzycznego smogu powinniśmy mu być szczególnie wdzięczni.


Jestem pewien, że przekroczenie progu z fotografii (zapoczątkowanie przedziału jakim jest wydanie albumu Staying At Tamara's) to dla George'a przeskok do jeszcze większej kariery, już teraz mającej się całkiem nieźle. Podstawą do takiego myślenia jest bowiem 11 wyśmienitych propozycji zawartych na premierowym wydawnictwie 24-latka.



Za sukcesem George'a bez dwóch zdań przemawia jakość. Nowe propozycje łączące w sobie popowo-rockowo-folkowe brzmienia posiadają w sobie ten magiczny element, który sprawia, że słuchacz zmuszony jest poświęcić każdej piosence swoją atencję. Możliwe, że jednym z faktorów czyniącym z nas niewolników Staying At Tamara's jest tembr głosu Brytyjczyka. Niezwykle oryginalny, niski wokal artysty kreśli nowe, wielorakie pod względem emocjonalności ścieżki, zawierające w sobie lekkość, ale i element dźwiękowej zabawy. Oczywiście nie mówię tu o dziecięcych igraszkach, lecz o w pełni świadomej i dojrzałej grze konwencjami, co może zaskakiwać, gdy weźmiemy pod uwagę wiek wokalisty.

Jeśli chodzi o instrumenty, pierwsze skrzypce na najnowszym wydawnictwie Ezry odgrywa gitara (zarówno w elektrycznej, jak i akustycznej odsłonie). Miłośnicy bardziej oryginalnych dźwiękowych środków wyrazu odnajdą na albumie także mniej powszechne tony (np. partie instrumentów dętych). Oczywiście nie mogło zabraknąć również pianina, które dba o klimat m. in. w kompozycji Only a Human.Stworzone przy pomocy wspomnianych instrumentów melodie pozwalają kapitalnie wyeksponować głos Ezry, nie tłamsząc go.  



Na płycie odnajdziemy numery przy których nasze nogi nie będą potrafiły pozostać w bezruchu (Don't Matter Now, Get AwayParadise), ale również bardziej melancholijne melodie. Z każdą mijającą minutą wydawnictwa tempo muzycznych propozycji wydaje się spadać, co jednak wcale nie powoduje naszego znudzenia.

Gdy znajdziemy się już przy ostatniej piosence - The Beautiful Dream, radosna taneczność refrenu inicjującego przygodę ze Staying At Tamara's - kawałka Pretty Shining People wydaje się być już odległym wspomnieniem. Mimo tak rozległego wachlarza kompozycyjnego, Brytyjczyk cały czas trzyma fason, pozwalając nam odzyskać wiarę w męskie śpiewanie w XXI wieku, które w erze "miauczących" chłopaczków w końcu zabrzmiało pełną piersią.

Najlepsze utwory z płyty: Pretty Shining People, Don't Matter Now, Paradise, Sugarcoat, Saviour

Ocena końcowa: 4,1/5


Wszystkich fanów muzyki serdecznie zapraszam na mojego Facebooka.


Poprzedni wpis na blog: Recenzja: Gromee "Chapter One"










Brak komentarzy: