poniedziałek, 24 stycznia 2022

Recenzja: The Lumineers "BRIGHTSIDE"



Będąc szczerym nigdy skrupulatnie nie wnikałem w świat grupy The Lumineers. Okazjonalnie do moich głośników dochodziły pojedyncze single amerykańskiego zespołu, z których największego hałasu narobił u mnie utwór "Ho Hey". 


Tym bardziej zaskoczył mnie fakt, jak bardzo wciągnęły mnie zapowiedzi nowego krążka Amerykanów. O kształtującej się w głowach muzyków dacie premiery wydawnictwa "BRIGHTSIDE" dowiedzieliśmy się we wrześniu zeszłego roku, kiedy to w Internecie pojawił się tytułowy singiel.



To właśnie on jest numerem rozpoczynającym wydany w w połowie stycznia album. Dystyngowana kompozycja punktuje nas bardzo celnym refrenem, powodując że maszyna o nazwie The Lumineers nabiera odpowiedniego rozpędu. W tym miejscu chcę jasno zaznaczyć,  że pierwsze trzy kompozycje z "BRIGHTSIDE" zawieszają niebagatelnie wysoko poprzeczkę reszcie piosenek. Gdyby tak fenomenalny poziom został udźwignięty przez indie-folkowych mistrzów z Ameryki, i gdyby utrzymano do do ostatniej sekundy nowego materiału, śmiało moglibyśmy myśleć o potencjalnym albumie roku.


Nie da się bowiem ukryć, że zarówno porywające rytmicznością piosenka "A.M. RADIO", jak i stworzone z pewnością na bazie naturalnego nucenia "WHERE WE ARE" jakością nie odstają singlowi "BRIGHTSIDE". 



Niestety po fantastycznym początku, panowie z USA tracą na chwilę rezon. To co do tej pory było atutem, czyli trafione w dychę refreny, w przypadku "BIRTHDAY" przyprawia człowieka o irytację. Zbyt dużo słownych powtórzeń i niezbyt wciągająca melodia powodują, że bez żalu możemy pominąć tę propozycję. Tym bardziej, że już za rogiem czai się najlepszy na "BRIGHTSIDE" fragment.



Oparta na dźwiękach pianina propozycja o nazwie "BIG SHOT" rzutem na taśmę załapała się do mojej najlepszej setki piosenek 2021 roku. Świetnie dopracowana ballada ma w sobie tę moc, która dawniej pozwoliła dotrzeć do serc fanów muzyce The Beatles. Szlachetna muzyczna konstrukcja, od której nie sposób się opędzić. 



Dokładnie odwrotne odczucia towarzyszą słuchaczowi przy następnej piosence. "NEVER REALLY MINE", która (zresztą podobnie jak "REMINGTON") niesamowicie drażni odbiorcę efektem przypominającym gitarowy przester, bezpardonowo nałożonym na wokal Wesleya Schultza. Nie wiem, jak można wyrządzić sobie i nam taką krzywdę?! 


Utworem dzielącym dwa wspomniane przed chwilą fragmenty płyty "BRIGHTSIDE" jest "ROLLERCOASTER". Wbrew odważnej nazwie, kawałek serwuje nie serwuje nam szalonej przejażdżki, a raczej przelot na grzbiecie gołębia pokoju. Ponownie do głosu dochodzi tu melodia wykreowana na klawiszach, której spokojnie wtóruje równie delikatny wokal. 



Na koniec czeka na nas jeszcze kompozycja pt. "REPRISE" będąca swoistą klamrą dopinającą nowy album Amerykanów. W tej propozycji doświadczamy swoistego deja vu. Tekst nawiązuje w kilku identycznych słowach, do otwarcia płyty "BRIGHTSIDE". Ponownie pojawia się też ten irytujący dźwiękowy filtr nałożony na głos głównego wokalisty. Ale jest też tu przestrzeń dla umiejętnie wplecionego pianina. Kompozycja serwuje nam porządny misz masz emocji. Po mocnym pod tym względem początku utworu, jego koniec koi falsetowym wyciszającym fragmentem. Na pewno nie jest to jeden z moich faworytów z nowego materiału, lecz "REPRISE" może być dokładnym drogowskazem dla osób, które chcą wiedzieć, czego mogą doświadczyć słuchając albumu "BRIGHTSIDE" od deski do deski.


Podsumowując, najnowsze muzyczne dziecko zespołu The Lumineers przyciągnęło mnie na dobrą chwilę. Album "BRIGHTSIDE" zachwycił w kilu miejscach swoją autentycznością. Być może jego brzmienie nie zrewolucjonizuje świata dźwięków, jednak mimo tego, dobrze jest wiedzieć, że w mocno skomercjalizowanym obecnie rynku muzycznym wciąż jeszcze dumnie kroczą muzycy oddani najczystszym ideałom. Wśród akustycznych melodii z folkową nutą, na największe brawa zasłużyły piosenki "BIG SHOT", "A.M. RADIO'" oraz "WHERE WE ARE". Te utwory z miłą chęcią dołączę do mojej playlisty zawierającej najlepszą muzykę Anno Domini 2022. Niestety wśród kilku fantastycznych kawałków z duszą znalazło się też kilka czarnych owiec. Z ich powodu moja ocena na pewno spadnie o kilka punktów. Nie zmienia to jednak faktu, że wydawnictwo "BRIGHTSIDE" to jedna z najciekawszych płyt wydanych do tej pory w tym roku, przynajmniej we fragmentach.


Ocena końcowa: 3,45/5




Brak komentarzy: