wtorek, 19 stycznia 2021

Recenzja piosenka po piosence: Fickle Friends - Weird Years (Season 1) [EP]



Fickle Friends to indie popowy bryjskity zespół, który kilka razy wpadł mi w ucho przy okazji przeglądania playlist z nowościami. Ba, ich dwie piosenki zdołały nawet wejść do moich notowań Top 100 w poprzednich latach. Nic więc dziwnego, że mogłem mieć wobec wyspiarskiego kwartetu pewne oczekiwania. Ich weryfikacją miała okazać się nowa EP-ka grupy, która ujrzała światło dzienne 15 stycznia 2021 roku. 

Na mini album o dość niepokojącym tytule "Weird Years (Season 1)" składa się 5 piosenek osadzonych w realiach popowo-klawiszowego grania. Jedni będą klasyfikować to jako indie pop, inni pokuszą się być może o określenie synth-pop. Wciśnijcie przycisk "play" i dowiedzcie się jak dokładnie brzmi Fickle Friends.

Oto moje wrażenia dotyczące EP-ki kolektywu z Brighton.


What A Time 2/5


Singiel "What A Time" mogliśmy poznać jeszcze w minionym, wyjątkowym 2020 roku. Pamiętam, że przy pierwszym odsłuchu nie zrobił na mnie dużego wrażenia i niestety już w 2021 roku jestem zmuszony podzielić to zdanie. Masywny beat niczym z produkcji DJ Tiesto nie służy głosowi wokalistki grupy - Natassji Shiner. Śpiew blondynki przygniatany jest wręcz przez nawał elektronicznych dźwięków. No chyba, że to foniczne tsunami to metafora zeszłego roku, wtedy jestem w stanie to zrozumieć. 


92 3,5/5


Drugi utwór rozpoczyna charakterny syntezator. Jego kształt mocno kojarzy się z grupą CHVRCHES. Tym razem nie jesteśmy smagani techno uderzeniami. W okolicach refrenu piosenka zyskuje wręcz liryczny charakter. Melodia ślizga się naprzód niczym panczenista po lodzie. Słucha się tego z dużo większą frajdą. 


Million 3,5/5


W trzeciej propozycji muzyczny podkład usiłuje zabrać nas na parkiet. "Million" to na pewno najbardziej taneczna propozycja z Ep-ki Fickle Friends. Podoba mi się tu praca bassu. Docenić należy także drobne gitarowe smaczki, które w drugiej części utworu przeradzają się w pełnoprawną solówkę. Tym razem równowaga wokalu z muzyką została zachowana. Do najlepszych przebojów ostatnich miesięcy "Million" ma sporą drogę, ale nie jest to odległość mierzona w latach świetlnych.


IRL 2,5/5


Wraz z czwartym utworem bardzo mocno wchodzimy do krainy z napisem "pop". Takiego aranżu na pewno nie powstydziłaby się np. Selena Gomez. Problem w tym, że moje oczekiwania wobec Fickle Friends były trochę inne. "IRL" wpisuje się w pewien kanon modnych kompozycji, które zagrzewają miejsce wśród fal najpopularniejszych rozgłośni radiowych. Może i jest to dość chwytliwe, ale człowiek ma wrażenie, że słyszał to już tysiąc razy.


Finish Line 4/5


Tym sposobem docieramy do linii finiszu i trzeba przyznać, że chciałoby się tu zostać. Z jednej strony dlatego, że materiał autorstwa Fickle Friends nieco mnie rozczarował, z drugiej zaś właśnie dlatego, że "Finish Line" to całkiem przyjemny akcent na do widzenia. Może po prostu się starzeję, ale takie delikatne, płynące melodie mają dla mnie zdecydowanie większe walory niż choćby sposób kształtowania dźwięków z utworu "What A Time". To dość odważne porównanie, ale chwilami "Finish Line" brzmi jak spokojniejsze fragmenty twórczości Paramore. A podobieństwo do stylu i klasy Hayley Williams to zawsze niemały komplement.


Podsumowanie: "Weird Years (Season 1)" nie zachwycił. Album ma kilka dobrych momentów, jednak osobiście oczekiwałem od niego znacznie więcej. Różnorodność dźwięków i małe audialne eksperymenty powinny cieszyć, ale tym razem okazały się małym niewypałem. Cóż przynajmniej udało mi się rozpocząć sezon recenzyjny. 

Niestety Fickle Friends pozostanie przyzwoitym zespołem od singli (polecam wspomniane na początku recenzji "San Francisco" i "Pretty Great"). Raczej nie zdecyduje się kupić ich całego albumu, choć nigdy nie należy mówić nigdy.


Ocena końcowa: 3,1/5



Brak komentarzy: