poniedziałek, 18 września 2017

Recenzja: Angus & Julia Stone "Snow"

Kilka dni temu światło dzienne ujrzał najnowszy album duetu Angus & Julia Stone. Snow, bo taki jest jego tytuł, zdecydowanie nie zawiódł oczekiwań fanów niesamowitej dwójki z Australii.Wydawnictwo podbiło swoimi niewątpliwymi atutami również moje serce.

Zapraszam do przeczytania dźwiękownękowej recenzji najnowszych dokonań twórców przebojów Big Jet Plane oraz A Heartbreak.


Kiedy czyjeś dwa ostatnie albumy docierają na szczyt australijskiej listy sprzedaży płyt, wiedz że masz do czynienia z kimś wyjątkowym. Być może Angus & Julia Stone przed zaprezentowaniem nowych muzycznych pomysłów mogli czuć pewną presję, ale jeśli nawet tak było, w ogóle nie słychać tego na wydawnictwie Snow. Wspomniana dwójka od lat potrafi znaleźć receptę na własny, niepowtarzalny styl, który tak naprawdę ciężko sklasyfikować. Piosenki duetu z kraju kangurów momentami brzmią folkowo, innym razem prowadzą słuchacza w stronę muzyki pop, by po chwili zmienić kierunek i przenieść nas w meandry alternatywnego rocka. Wszystkie wspomniane inspiracje łączone są jednak w niezwykle elegancki sposób, pozwalający poczuć prawdziwą dźwiekową wolność, którą ociekają efekty pasji Angusa i Julii .

Snow 4,5/5
Najnowsza płyta niebanalnego duetu wita nas singlem, który pojawił się w internecie już kilka miesięcy temu. Jego pozorna prostota pozwala w pełni dostrzec błysk geniuszu Australijczyków. Podzielone niemal równo wersy tekstu pozwalają nam dostrzec problem topniejącego niczym śnieg na wiosnę uczucia, które jednak można spróbować jeszcze ocalić. Charakteru wspomnianemu utworowi bez wątpienia nadaje śpiewane jakby od niechcenia "la la la la", które w ustach Julii brzmi naprawdę uroczo. Jeśli zaczyna się tak mocno płytę, trzeba być pewnym, że jest się w doskonałej formie.




Oakwood 3/5
Oakwood zaznacza swoją obecność głównie poprzez bardzo mocno bijącą perkusję. Stopa i werbel - to one nadają kształt tej piosence. Oczywiście usłyszymy tutaj również bas i gitarę, jednak ich rola wydaje się drugorzędna.Wokale Angusa i Julii nie są w tym utworze nadzwyczajne, ale nawet ich średni poziom pozwala na stworzenie nie najgorszej piosenki.

Chateau 5/5
Kolejny singiel, który mieliśmy okazję posłuchać przed premierą płyty. Do utworu powstał piękny teledysk, wart naszego czasu i uwagi. Sama piosenka jest naprawdę ładna. Swoją wyjątkowość zawdzięcza m. in. krótkim dźwiękom wydobywanym z jednego z instrumentów smyczkowych. Zawarto w niej również niezwykle pozytywne wibracje, których kształt ciężko oddać słowami. Klimatu kompozycji nadaje również prosty chórek, przypominający nieco wycie psa (i nie jest to w żadnym stopniu przytyk). Całość brzmi naprawdę interesująco.



Cellar Door 4,5/5
Podobno najbardziej przypadają nam do gustu dźwięki, które gdzieś już słyszeliśmy. Od pierwszego przesłuchania refrenu Cellar Door, wiedziałem że skądś kojarzę tę melodię. Aż nagle przyszło olśnienie. Nie wiem, czy to celowe zamierzenie autorów nagrania, ale powtarzająca się we wspomnianej piosence partia brzmi bardzo podobnie do nieśmiertelnego utworu Hallejujah. Mimo tej mniej lub bardziej przypadkowej zbieżności, sam utwór zasługuje na uznanie. Podoba mi się jego nieco żwawszy charakter i oczywiście refren, o którym tyle tu napisałem.

Sleep Alone 4/5
Sleep Alone rozpoczyna partia pianina, która wyraźnie zarysowuje melodię kompozycji. Jednak we wspomnianej piosence coś innego przykuwa naszą uwagę. Tym czymś jest modnie zniekształcony wokal Julii. Zabieg, jakich wiele w dzisiejszej muzyce, tym razem nie przeszkadza mi aż tak bardzo, w pewnym sensie stając się znakiem rozpoznawalnym Sleep Alone. Pozytywne wrażenie robi tu również mostek, który swoimi melancholijnymi dźwiękami przywodzi na myśl zespół Mister and Mississippi.

Make It Out Alive 4,5/5
Na początku Make It Out Alive możemy usłyszeć melorecytację w wykonaniu Angusa, która zostaje raptownie zastąpiona przez zdecydowany głos Julii. Ten sposób wypowiadania słów skojarzył mi się błyskawicznie z legendą, jaką był Johnny Cash (np. tekst w The Man Comes Around). Oczywiście tematyka obu piosenek znacząco się od siebie różni, lecz styl recytacji jest bardzo podobny. Wracając do Make It Out Alive, gdybym miał wybrać scenerię teledysku do tej piosenki, bez wątpienia byłyby to otwarte przestrzenie (łąka, las) - utwór ma w sobie coś tajemniczego, ale zarazem świeżego. Bardzo przyjemnie się tego słucha.




Who Do You Think You Are 2/5
Tym razem dominantą jest wyrazisty keyboard, choć dzielnie wtóruje mu rytmiczna perkusja. Warstwa tekstowa w całości należy do Angusa. W tle przewija się gdzieś gitara elektryczna, która wydaje się być płochliwa niczym motyl. Niestety utwór jest zdecydowanie za długi, biorąc pod uwagę krótką listę środków, jakie w nim zastosowano. Laik mógłby z pewnością rzec, że tak naprawdę przez ponad sześć minut w piosence nic się nie zmienia. Niestety, miałby sporo racji - po dwóch minutach Who Do You Think You Are miałem dość. Najsłabsza propozycja na Snow.

Nothing Else 4/5
W tej kompozycji Angus i Julia przenoszą nas ponownie do ich hermetycznego świata, w którym za pomocą niewielu zabiegów są w stanie zbudować piękną melodię. Gitara, dwa niesamowicie piękne głosy i tylko słabo słyszalne dodatki (delikatna perkusja, bas, gitara, a pod koniec również instrument dęty, którego dźwięk przypomina nieco saksofon). Kolejny raz przekonujemy się, że w prostocie jest największa siła.

My House Your House 4,5/5

Im dłużej słuchałem płyty Snow, tym łatwiej dostrzegałem fakt, że Angus i Julia potrafią niezwykle celnie zbudować muzyczne tło, zgrywające się z siłą ich głosów. W My House Your House bez problemu odnajdziemy zabawę dźwiękiem. Nie jest to jednak nachalne poszukiwanie rozrywki, lecz przemyślana wycieczka, z której przywozi się jedynie interesujące pamiątki. Brawo za wykorzystanie tamburyna, brawa za zgrabne wplecenie w utwór solówki perkusji. Czapki z głów za całokształt brzmienia My House Your House.




Bloodhound 3/5
Jest w tym coś z jazzowej improwizacji. Zwróćcie uwagę na to, co czyni w tym utworze perkusista. Zmiana tempa gry, pewne wyrachowanie, spokojna kontrola.  Być może nie jest to moja ulubiona muzyczna droga. Wymaga ona bowiem większego zaangażowania się słuchacza. Jednak nawet ja wiem, że nie można uznać piosenki Bloodhound za słabą (choć mój gust nie pozwala mi na określeniem jej mianem bardzo dobrej).

Baudelaire 5/5
W kompozycji powracają do nas dźwięki, które słyszeliśmy już w Chateau. Charakterystyczne "plumknięcia" instrumentu strunowego znów roztaczają śliczną aurę tajemnicy. Moją uwagę zwrócił tu jednak keyboard, który poprowadził moją pamięć do niezwykle smutnego obecnie utworu One More Light z repertuaru Linkin Park. Musicie przyznać, że słychać podobieństwo. W Baudelaire Angus & Julia Stone stworzyli piękną muzyczną historię, która dorównuje tym najlepszym, wykreowanym słowami przez wielkich pisarzy. Kolejna dźwiękowa podróż warta każdych pieniędzy -  naprawdę za tę kompozycję należą się im słowa podziękowania.




Sylvester Stallone 4,5/5
Na do widzenia magiczna dwójka jeszcze raz przyjemnie wymienia się swoimi kwestiami. Spokojna, odprężająca wręcz muzyka pozwala po raz kolejny odpocząć od zgiełku dzisiejszej sceny muzycznej. Na zakończenie jeszcze raz możemy przejść swego rodzaju dźwiękowe katharsis, za co osobiście jestem wdzięczny Angusowi i Julii Stone.



Podsumowanie: Gdy zbliżałem się do mety albumu Snow, uświadomiłem sobie, że miałem okazję posłuchać jednej z najlepszych płyt tego roku. Wydawałoby się, że dwójka ludzi z lekko przymglonymi głosami nie będzie w stanie autentycznie mnie zachwycić. Jak widać, nic bardziej mylnego. Oczywiście absolutny szacunek należy oddać całej ekipie, która pracowała na sukces tej płyty. Angus i Julia to jedno, instrumentalne partie to drugie (równie dobre drugie). Gdybym miał opisać wydawnictwo Snow w trzech słowach, użyłbym przymiotników: piękne, świeże, urokliwe.

Ocena końcowa: ze średniej wychodzi 4,04, jednak uważam, że jest to najlepsza płyta, jaką miałem przyjemność recenzować do tej pory na mym blogu, dlatego postanowiłem podwyższyć jej ocenę końcową do 4,14.





Brak komentarzy: