czwartek, 28 maja 2020

Recenzja: Kygo "Golden Hour"


Muzyka Kygo to swoisty paradoks. Utwory piekielnie zdolnego Norwega z jednej strony wpisują się w nurt muzyki tanecznej, z drugiej zaś są nieinwazyjne, ba nierzadko mają nawet właściwości relaksujące. Młody producent dzięki melodiom opartym na odpowiednio ukształtowanych partiach pianina niejednokrotnie zaznaczał swoją obecność w przestrzeni muzycznej, również w naszym kraju.

29 maja Kygo oddał w nasze ręce swój trzeci album, którego tytuł to "Golden Hour". 18 kawałków, z których większość to kolaboracje z mniej znanymi artystami pokazuje, że największa gwiazda muzyki tropical house nadal nie ma zamiaru odcinać kuponów od sławy. Norweg stawia na głosy, nie na nazwiska, i to akurat bardzo szanuję.

Przed premierą albumu mogliśmy usłyszeć aż 6 jego zapowiedzi. Najlepiej przez rozgłośnie radiowe odebrany został singiel stworzony z nieco zapomnianą Zarą Larsson i raperem Tygą.



Oczywiście przyznam, że powyższy utwór ma wiele cech, które predestynują go do odniesienia sukcesu. Według mnie zawodzi jednak w nim refren, który choć wpadający w ucho, rozczarowuje  pociętym modnie wokalem.

 Zdecydowanie lepiej słucha się kompozycji, w której za śpiew odpowiedzialna jest Sasha Sloan. I'll Wait to nie pierwszy kawałek pokazujący wielką moc duetu Kygo-Sloan. W przeszłości wspomniana dwójka wykreowała niesamowicie klimatyczną, prowadzoną w wolnym tempie piosenkę This Town.
Wracając jednak do I'll Wait, lekko przyćmiony głos Amerykanki perfekcyjnie kontrastuje z dynamicznym muzycznym tłem wykreowanym przez Norwega. Mam solidne przeczucie, że jest to utwór, który z czystym sumieniem będę mógł umieścić w gronie 10 najlepszych nagrań roku.




Jeśli chodzi o utwory zaprezentowane światu w dniu premiery płyty, łączy je poprzeczka zawieszona na określonym poziomie, poniżej którego mistrz muzyki tropical house nie zamierza schodzić. Oczywiście jest to w pewien sposób odtwórcze, mocno nawiązujące do nagrań z przeszłości, jednak właśnie w tym wyrazistym stylu tkwi siła Norwega.

Najlepsze wrażenie wywarły na mnie piosenki:

Beautiful (feat. Sandro Cavazza) - współpraca ze szwedzkim wokalistą wydaje się być swego rodzaju hołdem dla Avicii' ego. Piosenka zdecydowanie nawiązuje do stylu zmarłej w 2018 legendy muzyki elektronicznej. Pozycja obowiązkowa dla fanów Tima Berlinga, bo tak naprawdę nazywał się Avicii.




Could You Love Me (feat. dreamlab) - prawdziwie urlopowy hit. Być może nie będzie nam w tym roku dane wypoczywać na pięknych plażach z drinkiem w ręku, lecz dzięki Could You Love Me możemy powrócić do bezsprzecznie wakacyjnych wspomnień.



How Would I Know (feat. Oh Wonder) - nieco alternatywnemu Oh Wonder doskonale udało się zasilić melodię, która tym razem wykreowana została bez zbędnych fajerwerków. Brytyjski duet wniósł w powyższą piosenkę unikalną energię, z którą warto zapoznać ucho.



Hurting (Rhys Lewis) - za to także cenię Kygo - w przeciwieństwie do niektórych wiodących elektronicznych producentów, Norweg potrafi na chwilę wyjść poza szereg i zaserwować propozycję nie celującą w przebój, która nie rozsadza głośnika mocarnym beatem. Popuszczenie gazu nie zawsze oznacza naciśnięcie hamulca, co słychać najlepiej w Hurting.



Reszta wydawnictwa to zręczny balans pomiędzy stylem EDM, tropical house, a nawet deep housem. Oczywiście, jeśli chcielibyśmy znaleźć minusy wydawnictwa, na pewno udałoby się to nam. Być może dla niektórych styl Kygo podany w takiej ilości (przypominam - aż 18 piosenek) może stać się nużący. Nagrania są bowiem w większości utrzymane w podobnej stylistyce. Nie znajdziemy tu zatem zbyt wiele przełomowych muzycznych momentów. Nie otrzymamy żonglerki nietypowymi instrumentami czy ryzykownymi dźwiękowymi motywami. Niekiedy warto jednak być mistrzem własnej piaskownicy.
I tak uważam, że urodzony w Singapurze producent, jak na muzyczny świat, w którym się obraca, stara się wprowadzać do swojej twórczości sporo niecodziennych akcentów.

Podsumowując, Golden Hour to pozycja obowiązkowa dla miłośników muzyki elektronicznej. Na pewno zadowolone będą z niej również osoby śledzące komercyjne nowości. Daje głowę, że powyższe propozycje sprawdzą się także genialnie jako tło wakacyjnych wojaży. Jeśli nie w 2020 roku, to w przyszłe lato. Osobiście będę trwał przy zdaniu, że Kygo to geniusz muzycznego świata, który osobiście wykreował. Wciąż młody producent ma swój styl, którym podbił świat i którym nadal raczy nas na Golden Hour. Dla mnie to naprawdę przyjemna muzyczna podróż. A dla Was?

Ocena końcowa: 4/5



Po więcej muzycznych nowości i inspiracji zapraszam na mojego Facebooka ↓



Brak komentarzy: