środa, 7 lutego 2018

Recenzja: Rae Morris "Someone Out There"

Rae Morris to dla mnie prawdziwy fenomen. Potwierdzenie tezy, że nawet w dzisiejszych czasach talent pod najczystszą postacią jest w stanie obronić się sam. Brytyjska wokalistka nie musi przywdziewać wyszukanych strojów scenicznych, by zwrócić na siebie uwagę odbiorców. Wystarczy, że zasiądzie przy pianinie i zacznie śpiewać, a człowiek wie, że ma do czynienia z absolutnie unikatową artystką, mogącą zapewnić niespodziewanie piękne doznania muzyczne. Po przedstawieniu światu debiutanckiej płyty na początku 2015 roku, Rae zrobiła sobie chwilę przerwy. Pozwoliło jej to na zebranie godnych uwagi inspiracji, których echa otrzymujemy na Someone Out There.



Push Me To My Limit 3/5
Utwór otwierający nową płytę Brytyjki to bardzo delikatne wprowadzenie do barwnego świata dźwięków. Kojarzące się z północą Europy i stylem Björk intro wysuwa na pierwszy plan głos Morris, okraszony subtelnym akompaniamentem. Skromne w formie, aczkolwiek urokliwe preludium do głównego materiału albumu.



Reborn 4/5
Dominantą tej kompozycji jest zapętlony keyboard, będący oznaką flirtu piosenkarki z elektronicznym brzmieniem. Reborn to jedna z tych piosenek, które rozkręcają się dość długo, eksplodują brzmieniowo, a na samym końcu znów osiadają w spokojnych rejonach. Dzięki połączeniu wspomnianego elektronicznego sznytu z elementami symfonicznymi utwór zyskuje unikatowy kształt, który może zaintrygować.



Atletico 4/5
Tym razem otrzymujemy utrzymany w nieco żywszym tempie kawałek, którego refren mimo iż śpiewany po angielsku przywodzi na myśl hiszpański charakter, ale i język. Rae nadal nie rezygnuje z charakterystycznych dla niej wokalnych popisów. Całość brzmi lekko, a w okolicach refrenu jest nawet tanecznie. Nie możemy narzekać na nudę.



Do It 5/5
Kto obserwuje wpisy na moim blogu, z pewnością kojarzy już Do It. Ta kompozycja to świetny przykład na to, że można stworzyć niezwykle chwytliwą piosenkę, która ma w sobie wiele klasy. Tak właśnie powinien wyglądać i brzmieć wyborny, niekomercyjny pop.



Wait For The Rain 5/5
Panie, Panowie, jestem pewny, że ten utwór zasłużenie znajdzie się na mojej playliście The Best of 2018, która w odległym na ten moment grudniu stanie się dźwiękowownękowym podsumowaniem roku. W piosence Rae chwali się różnymi obliczami swojego głosu. Od ciekawych, "przyciśniętych" wokaliz do spokojnego płynięcia w zwrotkach. W każdym fragmencie nie brakuje emocji, świetnie podkreślanych przez instrumenty (charakterna perkusja, ciekawy syntezator). Na taką kompozycję od Brytyjki czekałem od czasu Love Again.



Lower The Tone 4,5/5
Powyższa piosenka zaprezentowana jeszcze przed premierą Someone Out There znalazła swoje honorowe miejsce w mojej Złotej siódemce stycznia [LINK]. Jest w niej coś hipnotyzującego. Cieszy każda chwila, która prowadzi nas do punktu kulminacyjnego utworu i swoistej eksplozji dźwięków. Jednak wciąż główną gwiazdą jest tu Rae, która nie pozwala zapomnieć nam o jej wyjątkowym talencie.


Physical Form 2,5/5
Mała zadyszka? Być może. A może po prostu poziom wcześniejszych propozycji był zbyt wyśrubowany. Physical Form nadal nie można zaliczyć do piosenek-klap, ale nie jest to szczyt możliwości wokalistki urodzonej w Blackpool. Ten utwór bez wyrzutów sumienia można pominąć.

Dip My Toe 4/5
Czuć w tym numerze wibracje, które znamy już z Atletico. Z każdym kolejnym przesłuchaniem utwór zyskuje w oczach (czy może raczej w uszach). Przysłuchajcie się drobiazgom wpływającym na jego formę (głosy w tle, krótkie dźwięki instrumentów). Do skutecznego wyłapania szczegółów polecam głośne puszczenie kompozycji.

Someone Out There 5/5
Mówiąc krótko, piękna piosenka. Jej przesłanie z pewnością trafi do osób, które jeszcze nie znalazły swojej drugiej połowy. Rae stara się podnieść Was na duchu. Obowiązkowa pozycja w walentynki dla wszystkich samotnych singli.  Styl i klasa - ręce same składają się do braw. Poniżej wersja live utworu.



Rose Garden 3/5
W przedostatniej piosence elektronika niemal atakuje nas przez pierwsze 50 sekund. Przekraczając wspomnianą granicę czasową wszystko ulega jednak zmianie. Nagle z naporu mocnego bassu wyłania się klasyczne pianino przynoszące nieco spokoju. W dalszej części piosenki oba światy łączą się ze sobą, co wymagało z pewnością użycia sporej dawki wyobraźni. Rose Garden nie będzie jednak moim faworytem spośród nowego materiału Rae.

Dancing With Characters 3/5
I dobrnęliśmy do końca płyty, choć to może niefortunne określenie. Lepszym byłoby stwierdzenie "kończymy na ten moment przygodę z pięknym muzycznym światem, w który wprowadziła nas panna Morris". Dancing With Characters nie jest rewolucyjną propozycją, jednak pozwala na płynne pożegnanie z albumem Someone Out There. Zaskoczył mnie w tym wypadku fakt, że najciekawszy fragmencik brzmieniowy gitary basowej (zaledwie kilka sekund) na całej płycie został nam wręczony jako pożegnalny prezent.


Podsumowanie: Rae Morris nie zawiodła swoich fanów, do których także się zaliczam. Jej drugi studyjny album jest nieco odważniejszy, jeśli chodzi o dobór środków wyrazu, niż debiutanckie wydawnictwo Unguarded. Wprowadzenie do materiału bardziej mainstreamowych elementów ciekawie uzupełniło wrażliwą stronę twórczości Brytyjki. Bez dwóch zdań warto dać szansę albumowi Someone Out There. Jak dla mnie jest on bowiem najciekawszą płytą wydaną do tej pory w 2018 roku.

Ocena końcowa: 3,9/5

Someone Out There na Spotify: https://open.spotify.com/album/3h30Uo7ctjnKADgYzcUj40

W poniższym wideo Rae opowiada o swoich inspiracjach i sensie poszczególnych piosenek z płyty.




 Jeśli macie czas, koniecznie odwiedźcie Dźwięków Wnęki na Facebooku. Znajdziecie tam jeszcze więcej interesującej muzyki. :)

Poprzedni wpis na blogu: Premiera: Noah Cyrus feat. MO - "We are..."




DŹWIĘKI WNĘKI - STRONA GŁÓWNA

Brak komentarzy: