poniedziałek, 10 września 2018

Recenzja: Hozier "Nina Cried Power" (EP)


Pisząc o piosenkarzu posługującym się pseudonimem Hozier warto zastanowić się nad zagadnieniem tzw. "artysty jednego przeboju". Na swoje nieszczęście pochodzący z Irlandii muzyk często wymieniany jest w gronie tytułowanym powyższym mianem.

Kiedy we wrześniu 2013 roku światło dzienne ujrzała propozycja Hoziera "Take Me To Church" chyba nikt nie przypuszczał, że stanie się ona jego darem i przekleństwem. Dzięki genialnemu singlowi, wydany w 2014 roku debiutancki album Hoziera rozszedł się jak świeże bułeczki w wielu miejscach globu. Od tamtej pory do dziś świat zdołał jednak zapomnieć o wokaliście. Oczywiście wszyscy pamiętamy jego wielki hit, ale gdzie podział się sam muzyk?



Przez długi czas słuch o nim zaginął. Zwłaszcza w Polsce. Kilka dni temu, Hozier powrócił jednak z premierową Ep-ką, zawierającą zaledwie 4 utwory. Czy materiał na niej zarejestrowany pozwoli mu pozbyć się genialnego, ale jednak piętna? Odpowiedź poniżej. :)

Nina Cried Power (feat. Mavis Staples) 3,5/5
Nigdy nie było powodu, aby wątpić w głos Hoziera. Silny, donośny tenor - z takim atrybutem można zrobić wiele. I wydaje mi się, że właśnie bardzo wiele artysta chciał pokazać już w pierwszej propozycji na nowym mini albumie. Irlandczyk jakby chcąc wyrzucić całą złość, mocno atakuje dźwięk. Towarzyszący mu chóralny zaśpiew tylko zwiększa siłę przechodzącego dźwiękowego tornada. Nie do końca przepadam za takim sposobem śpiewu, ale muzycznie jest to dobre.




NFMB 3,5/5
Numer dwa to swoista cisza po burzy. Naładowany akustycznymi brzmieniami numer NFMB trafia do mnie bardziej niż Nina Cried Power. Całkiem inny świat dźwięków powoduje, że znajdujemy się jakby w zawieszeniu. Skromne środki użyte w NFMB są katalizatorem poczucia spokoju.




Moment's Silence (Common Tongue) 3,5/5
Tym razem do głosu dochodzi gitara elektryczna. Jej frywolne zagrywki rywalizują z głosem Hoziera o naszą uwagę. Trochę jakby nasza atencja była rzepką z Familiady ciągniętą finalnie w dwie strony. Gdzieś w oddali czuć klimat muzyki country, choć samą propozycję określiłbym jako rockową.
Ambitny utwór, na pewno nie dla polskich radiostacji.




Shrike 4/5
Czwarta i ostatnia piosenka Ep-ki zyskała miano mojej ulubionej. Odnajdujemy w niej pełnie siły głosu Hoziera. W tym wypadku nie było potrzeby krzyku. Zdecydowanie wyczuwalne w tembrze wokalu zaskarbiło sobie moją sympatię. Kończący najnowsze wydawnictwo Irlandczyka utwór ma też najłatwiej dostrzegalną melodię, za którą można podążyć z nieukrywaną ciekawością.



Podsumowanie: Premierowy materiał Hoziera odznacza się dbałością o jakość kompozycji. Irlandczyk na Nina Cried Power przedstawia swoje różne oblicza, jakby chcąc zbadać teren. Wydaje mi się, że wokalista sam nie całkiem wie, w którą stronę podążyć. I choć piosenki z Ep-ki są ciekawe pod względem technicznym, całościowo mini płyta nie wzbudza mojego silnego zainteresowania. Nie słyszę na niej propozycji, która byłaby w stanie przebić Take Me To Church. Ważne jednak, że dokonało się skromne w treści odrodzenie Hoziera. Zapamiętam je dzięki piosence Shrike - jeśli w ogóle, to polecam zwrócić właśnie na nią Waszą uwagę.

Ocena końcowa: 3,63/5






Ostatni wpis na blogu: Polskie płyty za 15 zł w Biedronce (duży wybór)



Odwiedź mnie na Facebooku:

Brak komentarzy: